czwartek, 19 czerwca 2014

Rozdział 2

Rozdział ten dedykuję Weronice. Patrz Wera dostałaś dedyka, czuj ten fejm :* <3
___________________________________________________________________________

* Instytut *
                      Stanęliśmy przed drzwiami Instytutu. W powietrzu unosił się zapach skoszonej trawy. Było ciemno, ale rysy budynku było wyraźnie widać. W tle szczekały psy.
- I to ten słynny Instytut w Nowym Jorku ? - zapytałam zdziwiona.
- Tak. Jak słyszę Valentine cię nic o nim  nie nauczył, czy wspominał. Musimy to jak najszybciej nadrobić. - mruknął i zapukał do drzwi.
                      Kilka sekund później wrota uchyliły się lekko a zza nich wynurzyła się kobieta w średnim wieku.
- Tak ? - zapytała. Jej niebieskie oczy błyszczały.
- Nocni łowcy - powiedział Sebastian. - Morgenstern'owie. - dodał na co kobieta zesztywniała.
- Wejdźcie. - otworzyła szerzej drzwi i gestem zaprosiła nas do środka Instytutu.
- Będziemy tutaj mieszkać. - Sebastian uśmiechnął się.
- Witam w Instytucie. Zdaje się, że Clarissa i Johnatan Morgenstern ? 
- Tak, ale wolę Sebastian. To imię wydaje mi się bardziej stosowne. - mruknął i obejrzał się wokół siebie.
                      Hol był ogromny. * chyba nie ma potrzeby opisywania środka budynku, prawda ? *
- Prześpijcie się. Wasze pokoje znajdują się na samej górze, piąte drzwi po lewo. - jej oczy nadal błyszczały. - Jutro wszystko nam opowiecie, dlaczego tutaj się pojawiliście.
- Dziękuję bardzo. - odparłam, łapiąc mojego brata za rękę i ciągnąc go na górę.

^^^

- Maryse Lightwood. Valentine mi o niej wspominał, ale tylko jakieś jedno zdanie. W każdym bądź razie wydaje się miła, ale to się później okaże.
                      Weszliśmy do pokoju. Zdziwiła mnie jego wielkość. Mógł mieć ok. 60x60m2, o ile nie więcej. Okna wychodziły z widokiem na park. Urządzony był w surowym style; ciemne meble, pod kolor ściany. Łóżko było dwuosobowe, a obok niego stały dwie małe szafki nocne, na których nic nie było.
- Wystrój każdego pokoju w Instytucie. - położył się na łóżku i przymknął powieki. Jego klatka piersiowa wznosiła się i opadała miarowo. - Jutro na śniadaniu poznamy resztę mieszkańców i będziemy musieli im powiedzieć po co tutaj przyszliśmy.
                      Westchnęłam i usiadłam na łóżku.
- Nowe życie, tak ? - zapytałam cicho, ale spokojnie. - Hmm. Ciekawe czy zauroczy mnie jakiś Nocny Łowca.. - poczułam jak Sebastian zesztywniał. Sekundę później podniósł się gwałtownie i złapał mnie za rękę. Jego oczy wyrażały nie pokój i strach. Obawę przed zakończeniem.. Właśnie. Obawę przed zakończeniem, czego ? Związku ? Nie miałam pojęcia jak nazwać nasze uczucia. Miłość ? Tak, na pewno była tam miłość ? Ale czy prawdziwa, czy raczej wymuszona ? 
- Clary - jego głos zadrżał. - Obiecaj, że mnie nie opuścisz. Uwierz mi, że tutaj są naprawdę przystojni Łowcy i  w każdym możesz się zakochać, ale.. - musnął moją rękę tak, że ledwie poczułam jego usta na skórze. Kiedy chce potrafi być czuły, pomyślałam.- A ja nie chce żebyś zakochała się w kimś innym. Wiem, że teraz zachowuję się jak totalny egoista, ale nie zniósłbym widoku faceta, którym nie jestem, całującego cię, przytulającego, dotykającego.. Nie chcę tego.Tylko pamiętaj dwie rzeczy : Jestem cholernie zazdrosnym chłopakiem i nie pozwolę cię nikomu skrzywdzić, bo cię kocham.
                      Spojrzał mi w oczy. Dzięki Wzrokowi widziałam cały wyraz jego twarzy. Oczy błyszczały, usta były zaciśnięte w cienką linię, twarz wyrażała lęk i jakieś inne uczucia.. Troszczył się o mnie, kochał mnie, darzył moją osobę takim uczuciem, jakim nikt inny mnie nigdy nie darzył. Zawsze byłam samotna, ale jest Sebastian, którego kocham i z wzajemnością. Czy tworzymy parę ? Chłopak i dziewczyna ? Brat i siostra ? Kazirodztwo ? Tak. D.N.A się nie liczy w naszym świecie, ale nigdy nic nie wiadomo. Wszystko może się zmienić. Clave może przyjąć nowe zasady, Instytut może nas wywalić, możemy być zdani tylko na siebie, a w najgorszym razie jedno z nas umrze, albo odejdziemy od siebie na zawsze i nigdy się nie spotkamy i nie wymienimy ze sobą jednego spojrzenia, uścisku ręki ani zdania. Nie chcę tego. Chce z nim być do końca życia. Kocham go tak naprawdę, nie jakimś sztucznym uczuciem. Tylko najprawdziwszym na jakie mnie stać. Chce z nim zostać, zestarzeć się i może mieć nawet dzieci. Panowanie nad światem też by mi nie przeszkadzało. Chce pozbyć się Valentine'a i Jocelyn, chce żeby zniknęli z tego świata i już nigdy się na nim nie pojawili. Oni mogą zniszczyć nasz związek a szczególnie nasz ojciec, który nie toleruje kazirodztwa, gejów, lesbijek. Był oschły i okrutny do samego końca. I będzie taki jeśli się go nie pozbędziemy. Nienawidzę go.
- Nie opuszczę cię. - zapewniłam go po długiej chwili milczenia i wymiany myśli, samej ze sobą. - Chcę z tobą żyć, a jeśli jutro poznam jakiegoś Nocnego łowcę któremu się spodobam i będzie się do mnie przystawiał ?
- Nie pozwolę na to, tak samo jak nie pozwolę aby cię obmacywał i podrywał. Zapamiętaj moje słowa. - wyszeptał w moje włosy, które przez Wygląd były idealnie ułożone. Zero kołtunów, które były zaplątane w loki. Nic. Uwielbiam to. Jednak samą szczotką trudno ten efekt uzyskać, więc wolę używać run. - Kocham cię. - pocałował moje ucho, policzek, nos a później zsunął się na usta. Przygryzł mi język, a ja poczułam krew spływającą mi do gardła. Położyłam mu ręce na karku i splotłam je. Słyszałam szybszy oddech mojego brata..- hah, jak to śmiesznie brzmi ' brata ' a właśnie siedzimy i się całujemy, no cóż.. - Sięgnął ręką pod moją bluzę i jednym mocnym ruchem ją rozdarł. Skrawki materiału rzucił niedbale na podłogę. Zadrżałam pod dotykiem jego długich i zgrabnych palców, które sunęły z góry moich pleców, coraz niżej. - Jeśli nie chcesz, to nie musimy tego robić. - pocałowałam go mocniej napierając na niego swoim ciężarem.
                     Tej nocy długo nie spaliśmy.

^^^
                     Obudził mnie budzik. Zaklęłam i wyłączyłam go uderzając w niego z całej siły. Natychmiast się uciszył. Spojrzałam na śpiącego jeszcze Sebastiana. Na jego policzkach wykwitły rumieńce, białe włosy były w jeszcze gorszym nieładzie niż zwykle, pierś opadała i wznosiła się miarowo. Od pasa w dół był przykryty kołdrą. Podniosłam się szybko do pozycji siedzącej, przez co zakręciło mi się w głowie. Jednym ruchem oczu omiotłam cały pokój. Nasze ubrania porozrzucane po podłodze, poduszki w kątach, pierze na łóżku. Uśmiechnęłam się na wspomnienie naszej wspólnej nocy. Zauroczył mnie wczoraj jeszcze bardziej. Przypieczętowaliśmy swoją miłość do siebie. Westchnęłam zadowolona. 
- Kocham cię, Sebastianie. - nachyliłam się nad ustami chłopaka i pocałowałam go lekko w wargi. Otworzył oczy, a na jego ustach pojawił się uśmiech.
- Też cię kocham. - mruknął i pocałował mnie. Objął mój pas i mocno do siebie przytulił nadal całując. - Dziękuję za wczoraj i dzisiaj. - zaśmiał się słodko w wargi, które i tak już miałam dość spierzchnięte. - Dziękuję. - położył mnie na sobie i całując nadal jeździł rękoma po plecach, zsuwając się coraz niżej. Na mojej skórze wyskoczyła gęsia skórka. - Obiecaj, że zostaniesz ze mną na bardzo długi czas.
                     Zawahałam się na chwilę, ale kilka sekund później to zniknęło.
- Zostanę. - powiedziałam i spojrzałam w jego czarne oczy. - Obiecuję. Kocham cię i nie chcę cię opuścić. Zależy mi na tobie. - zamknęłam oczy i położyłam głowę na jego klatce. Zaczął mnie głaskać po głowie, lekkim i spokojnym ruchem.
- Clary, ja ciebie nie opuszczę, za bardzo się do siebie zbliżyliśmy, żeby to teraz, tak nagle zakończyć. Ja tobie ufam a z czasem ty zaczniesz ufać mi.
- Ufam ci, Sebastianie. - odparłam stłumionym głosem i poczułam jak z oczu zaczęły mi spływać łzy. Zaczęłam płakać przez Sebastiana, jednak nie mam pojęcie czy to były łzy szczęścia czy rozpaczy.
- Nie płacz. Poradzimy sobie. Ufam ci, wszystko się ułoży. Pamiętasz ? Zaczynamy nowe życie. Zapomnijmy o naszych rodzicach. - ostatnie zdanie wypowiedział stanowczo, mocno i z lodem w głosie.
                     Leżeliśmy przez dłuższy czas w całkowitej ciszy. Moja głowa wraz z jego klatką piersiową wznosiła się i opadała. Swoje ręce trzymał na moich plecach a ja swoimi obejmowałam jego blady brzuch.
- Może pójdziemy na śniadanie, Clary ? - zaproponował z westchnieniem.
                     Podniosłam tylko głowę i spojrzałam w jego oczy.Zauważyłam, że były szkliste, czyżby powstrzymywał się od płaczu ? Nigdy nie widziałam, płaczącego Sebastiana. Nie płakała nawet w momentach, kiedy był bity przez Valentine'a. Zawsze był silny, jest dla mnie nadal przykładem kochającego i silnego brata, który niczego się nie boi i nie wstydzi.
- Chcę spędzać mój czas tylko z tobą. - wyszeptałam a po chwili dodałam. - Jesteś dla mnie wszystkim, co mi pozostało i jedyną osobą, która darzy mnie prawdziwym uczuciem.
                     Sebastian pogłaskał mnie po policzku. Jego dłoń była ciepła i jednocześnie pełna delikatności, jak zawsze. Spojrzałam na jego chudą twarz w której były zawarte wszystkie emocje. Otworzył usta, aby coś powiedzieć, lecz pokręciłam tylko głową i przylgnęłam ustami do jego ciepłych warg. Kilka sekund później odsunął mnie lekko od siebie i obdarzył smutnym uśmiechem, który mógł oznaczać ból. Ale dlaczego ? Domyśliłam się, że stracił humor, więc zeszłam z niego i położyłam się obok. Chłopak wstał i poszedł do łazienki, nie oglądając się za mną ani razu. Co mu się stało ? Czy coś mu zrobiłam, powiedziałam coś co mogło go obrazić ? Musze się go zapytać. Westchnęłam głęboko i przymknęłam lekko oczy. Pod moimi powiekami przemknął obraz, dotykającego mnie w intymny sposób Sebastiana. Zadrżałam na widok tej sytuacji. Nigdy nie pozwalałam się dotykać żadnemu chłopakowi czy mężczyźnie w ten sposób czy w jakikolwiek inny. Mój pierwszy pocałunek był właśnie z nim. Mój pierwszy raz był właśnie z nim. Z moim bratem. Brzmi to śmiesznie, ale jednak takie rzeczy mają miejsce w świecie Nefilim. Kiedy byłam blisko niego, czułam uczucie jakim mnie obdarzał i którego nie mogłam porównać z miłością Jocelyn i Valentine'a, których nienawidziłam z kilku powodów. Jeden, Valentine bił Sebastiana, na co moja matka nie reagowała. Teraz to tylko mój domysł który może okazać się prawdą, ale.. Dwa, Jocelyn zamieszkała z Morgenstern'em, krótko po tym jak urodził się Sebastian, ponieważ twierdziła, że sobie nie poradzi, jednak wiem, że to nie prawda. Jocelyn zamieszkała z Valentine'em, tylko dlatego, że ją do tego zmusił, swoimi czynami. Jakby tego nie zrobiła, to by pozostawało pytanie, czy by jeszcze żyła ? W każdym razie, mój ojciec był zawsze wielkim dupkiem. Po trzecie, nigdy nie okazywali mi choćby najmniejszych uczuć. Cztery, matka nigdy nie sprzeciwiała się karom, zadawanych przez swojego męża. Piąta rzecz i najprawdopodobniej ostatnia, jak do tej pory, to to, że się urodziłam. Tak, mam żal do Valentine'a i Jocelyn, że mnie spłodzili, a dlaczego ? Ponieważ chcieli, żebym była świetną Nocną Łowczynią, ale do tego czasu nią nie jestem. Jestem młodsza od Sebastiana, więc nie traktują mnie poważnie i nie mówią mi całej prawdy. Dlaczego ich nienawidzę ? Proste pytanie na które odpowiedź brzmi : uczucia...
                     Moje myśli przerwał spokojny ale gwałtowny głos Sebastiana, który najwyraźniej skończył poranną toaletę. Na jego policzkach zajaśniały rumieńce.
- Czym jesteś tak pochłonięta, siostro ? - zapytał siadając obok mnie i patrząc mi w oczy, spod wilgotnych białych włosów.
- Nie wiem jak odpowiedzieć na to pytanie. Zastanawiam się dlaczego nienawidzę Valentine'a, co on mi zrobił. Myślę również o Jocelyn i o jej stosunku do mnie i do jej męża. I się zastanawiam czy to co myślę, lub to co mi powiedzieli jest prawdą i czy mam ich obwiniać za wszystko przez co przeszłam czy przechodzę.
                     Wzdrygnął się lekko, ale chwilę później był wyprostowany. Ręce jednak miał zaciśnięte w pięści i złożone na kolanach. Zaczął mówić :
- Prawdą jest to, że Valentine mnie bił, ale nie tylko. Stosował na mnie również inne wersje przemocy; na plecach mam ledwo zauważalne blizny po ranach, które zostały mi zadawane przez nóż. Co chcesz jeszcze wiedzieć ? - jego ton był opanowany i szczery. Wiedziałam, że mu mogę zaufać.
- Dlaczego Jocelyn postanowiła z nim mieszkać, oraz dlaczego są tacy bez uczuć, nie kochający ? I dlaczego Valentine był pewny, że nas znajdzie ?
- Zacznijmy od początku. Jocelyn zamieszkała z naszym ojcem z powodów, które nawet mi nie są znane, choć starałem się je poznać jak najlepiej. Błagałem Valentine'a, żeby mi zdradził choć jedną rzecz dlaczego ona z nim mieszka. Przecież widać po wyrazie jej twarzy, że go nie toleruje. On jednak nigdy nie odpowiadał na te pytania a za następne kolejne, zadawał mi ból. Dlaczego nie okazuję uczuć ? Valentine nigdy nikogo tak naprawdę nie kochał i nie zna słowa ' miłość ', którego nigdy nie zaznał. I ostatnia rzecz. Mogę się tylko domyślać dlaczego jest taki pewny, a odpowiedź jest taka, ze zna nas aż za dobrze i wie, że możemy siedzieć w Instytucie. - spuścił wzrok na kolana i ręce zaciśnięte nadal w pięści. Nic dalej nie powiedział. Stwierdziłam, że to koniec i teraz to ja zabrałam głos.
- Dlaczego ty to wszystko wiesz ? Skąd te domysły ? - opowiedziałam mu swoje, co zajęło mi kilka minut. - To są moje. Utwierdzam się w jedynce, w tym, że Valentine jest dupkiem, oraz w tym, że się urodziłam jako druga i nic mi nie mówią. A najbardziej nienawidzę siebie - zmusiłam się, żeby na niego spojrzeć, a nie uciec gdzieś wzrokiem i utkwić go w ścianie. - za to, że się urodziłam. Mogli mnie oddać, jak byłam jeszcze niemowlęciem i teraz bym niczego nie pamiętała. Rozumiesz, że te problemy mogą być również moją winą?
- Nie mów tak Clary. Potrzebuję cię, ale.. - potrząsnął lekko głową. - Wiem to wszystko, dlatego, że podsłuchiwałem czasami, kiedy rozmawiali w jadalni. Potrafiłem zapamiętać każde słowo wypowiedziane przez nich, każdego ranka, każdego popołudnia, każdej nocy... - westchnął ciężko i teraz to on spoglądał na mnie. - Przepraszam cię, Clary, ale nie chcę o tym rozmawiać. Przypominanie mi o tym zadaje mi ból,który pożera mnie od środka. Proszę, zmieńmy szybko temat. - zaczął się cały trząść.
- Sebastianie.. - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Nie chcę o tym już nigdy więcej rozmawiać, to dla mnie za dużo. - widać było po nim, ze mówi prawdę i musiał bardzo dużo przejść przez tamten okres.
                     Pocałowałam go. Ja również nie chciałam już o tym wspominać, choć nie dostałam odpowiedzi na wszystkie pytania, jakie zadałam, lub chciałam mu zadać. Ale sądząc po jego stanie nie zadam mu już ich nigdy. Nie chcę go już krzywdzić, zadawać mu zewnętrznego i wewnętrznego bólu, który widać gołym okiem, nawet nie zatrzymując się na nim wzorkiem, choć na chwilę. Oddał pocałunek z miłością. Z prawdziwą miłością..
- Chcę zapomnieć o tym co wydarzyło się piętnaście minut temu. - Chciał zapomnieć o wszystkim, o dzisiejszych pytaniach, które mu zadawałam. Jednak wcale się mu nie dziwiłam. Samej byłoby mi trudno odpowiadać na pytania z przeszłości. Wolałam snuć domysły i utwierdzać się w ich przekonaniach.
- Przepraszam, że cię o to zapytałam. - przytuliłam go mocno.

^^^

                     Kilkanaście minut później zeszliśmy wspólnie na śniadanie.Spróbowaliśmy zapomnieć o całym zdarzeniu, co było.. Właśnie, jakie ono było ?
- Wiesz, gdzie jest jadalnia ? - zapytałam Sebastiana, łapiąc go za rękę.
- Tak. - mruknął. - Byłem tutaj kilka razy, znam cały Instytut na pamięć. Kiedyś bywałem tutaj częstym gościem.
                     Przypomniałam sobie noce, kiedy nie było go w domu. Zawsze zastanawiałam się gdzie poszedł, czy uciekł i już nigdy nie wróci ? Jednak wracał, ale po kilku dniach. Raz nie było go tydzień. Takie sytuacje powtarzały się kilkanaście razy na dwa miesiące, a ja zawsze się o niego martwiłam, bo już wtedy coś do niego czułam, ale nie byłam pewna swoich uczuć.
                     Chwilę później weszliśmy do kuchni, w której rozmowy gwałtownie ucichły. Dziewczyna z długimi, czarnymi włosami i niebieskimi oczami, otworzyła szeroko oczy na nasz widok. Była przepiękna. Siedzący obok niej chłopak, który również miał czarne włosy i niebieskie oczy, spojrzał na Sebastiana ze zdziwionym wzrokiem. Razem z dziewczyną byli do siebie bardzo podobni. Pewnie rodzeństwo, powiedziałam w myślach. Jednak moją uwagę najbardziej przykuł blondyn, który oglądał swoje paznokcie, siedząc niedbale na krześle. Włosy miał koloru blond, które przechodziły w złoto. Długie rzęsy, muskające lekko jego wystające kości policzkowe. Oczy całkowicie złote. Był idealny.
- Ta dziewczyna to Isabelle Lightwood, chłopak siedzący obok niej to Alec Lightwood, a ten tleniony blondyn.. To Jace Herondale. - kiedy wymawiał jego nazwisko, ton Sebastiana stał się chłodny.
- Tak dla twojej informacji to prawdziwy blond, Morgenstern. - warknął, odwracając wzrok od swoich paznokci. - Ile razy mam ci to powtarzać ? - dodał, a chwilę później jego złote oczy patrzyły w moje. 
- Chyba się najadłem. - mruknął, chłopak siedzący obok Jace'a Alec, wstając od stołu i wychodząc szybkim krokiem z pomieszczenia.
- Nie pozabijacie się tylko, pod moją nieobecność. - dziewczyna obdarzyła mnie uśmiechem, a kiedy wstała zdałam sobie sprawę, z tego, że jest jeszcze ładniejsza. Ubrana cała na czarno była strasznie seksowna.
- Nie byłbym tego taki pewien, Izzy. - krzyknął za nią blondyn i upił łyk soku.
                     Sebastian ruszył się z miejsca i zajął siedzenie naprzeciw chłopaka. Usiadłam obok niego, byłam cała spięta.
- Gdzie Maryse ? - zapytał nakładając sobie na talerz sałatki.(nie wyobrażam sobie Sebcia jedzącego sałatkę XD - Nico )
- W bibliotece, a co od niej chcesz ? - Jace przeczesał włosy i uśmiechnął się zimno. Pisnęłabym na ten widok, ale był przy mnie Sebastian. Natychmiast nadałam swojej twarzy żelazną maskę i byłam obojętna na każdy ruch Herondale'a.
- Jeśli chcesz wiedzieć to muszę jej wyjaśnić okoliczności w jakich się tutaj zjawiliśmy.
- Ciekawe.. - uniósł brew i przeniósł spojrzenie właśnie na mnie. - Jak się nazywasz, złotko ? 
- Clarissa Morgenstern. - odparłam zimnym tonem. - I na przyszłość : nie mów do mnie złotko, bo zmarzę ci ten twój uśmiech z twojej pięknej twarzyczki.
                     Zaśmiał się w tym samym momencie co Sebastian.
- Skąd ją wytrzasnąłeś ? - zapytał z podziwem w głosie.
- Jest moją siostrą. - zmroził go wzrokiem. - I dziewczyną. Więc jeśli będziesz się do niej przystawiał to coś ci się może stać.
- Jesteśmy w Instytucie, bez obaw. - jego oczy błysnęły tak szybko, że ledwie zauważalnie.
                     Resztę śniadania przesiedzieliśmy w ciszy. Jace Herondale ciągle się na mnie patrzył, a ja próbowałam nie spłonąć rumieńcem. Kiedy wstałam od stołu i zmierzałam do wyjścia razem z moim bratem, uśmiechnął się i odparł :
- Jakbyś potrzebowała jakiegoś odpowiedniejszego towarzystwa, to zapytał Isabelle Lightwood, gdzie jest mój pokój. 
- Z pewnością będę o tobie pamiętała. - mruknęłam i wyszłam z kuchni. Kiedy znalazłam się sama na sam z chłopakiem krzyknęłam : - Boże, co za cholerny dupek ! - niezmiernie seksowny dupek, który jest chamski i zarazem mnie pociąga, dodałam w myślach. - Jak można być taką osobą ? - oburzyłam się.
- Kochanie, to Jace Herondale, on od zawsze taki był i nic tego nie zmieni. Charakter Herondale'ów od wieków się nie zmienił. Znam go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że będzie cię podrywał, do momentu kiedy mu się oprzesz i pójdziesz z nim do łóżka. Jeśli tego nie osiągnie, będzie próbował do bólu. I mam nadzieję, że mu nie ulegniesz.
                     Pewnie mu ulegnę, wyszeptałam w myśli. Natychmiast potrząsnęłam głową, a Sebastian widząc ten ruch uśmiechnął się do mnie.
- Dzielna dziewczynka. - wymamrotał i przysunął mnie jednym ruchem do siebie. - Nie zdradzisz mnie z nim, prawda ? 
                     Moje serce mocniej zabiło, a ja przez chwilę przestałam oddychać. Uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam go w szyję. Uznał ten ruch za potwierdzenie, bo po chwili powiedział :
- Dziękuję, Clary. Zróbmy coś. - zaproponował i uśmiechnął się do mnie smutno.
- Miałeś iść do Maryse i wyjaśnić jej dlaczego tutaj się zatrzymaliśmy. - przypomniałam mu. - Miejmy to z głowy. - mruknęłam.
                     Przytaknął, wziął mnie za rękę i zaprowadził w stronę biblioteki. Po drodze minęliśmy Aleca Lightwooda, opierającego się niedbale o ścianę. Kiedy obok niego przeszliśmy, niebieskooki podążył wzrokiem za Sebastianem, zamrugał szybko, wyprostował się i ruszył gwałtownie w przeciwną stronę. Dlaczego tak się zachowuje ?, zapytałam samą siebie w myśli. Czy przez te wszystkie wizyty, między nimi coś się działo ? A może Sebastian skrzywdził jego siostrę ? Wolę nie pytać go o takie rzeczy. Nie chcę mu zadawać kolejnych cierpień z przeszłości.  Byłam zbyt pogrążona myślami, aby zauważyć, że weszliśmy do biblioteki.
^^^

* chyba nie ma potrzeby opisywania biblioteki, skoro czytaliście książkę xd *

- Prawdziwa biblioteka.. - wyszeptałam zaskoczona jej wielkością. Zeszliśmy po schodach, w pomieszczeniu było słuchać stukanie moich butów i oddech Sebastiana. Na dole, przy mahoniowym biurku siedziała Maryse Lightwood. Pisanie listu pochłonęło jej całą uwagę, na tyle aby nie usłyszała zamykanych drzwi i naszych kroków, kiedy szliśmy w jej stronę.
- Maryse.. - zaczął Morgenstern, a kobieta natychmiast odwróciła wzrok od listu i spojrzała na nas, z lekkim uśmiechem.
- Dzień dobry. - powiedziałam zawstydzona. - Mieliśmy się dzisiaj zgłosić do pani i powiedzieć dlaczego wczoraj się pojawiliśmy. - spróbowałam się uśmiechnąć, ale wyszedł mi grymas. Nie wiem dlaczego, ale się jej boję.
- Pamiętam. Sebastianie, wytłumaczysz mi tą sprawę ? Bo jak widzę twoja siostra się mnie trochę wstydzi. - kiedy wypowiedziała te słowa, gwałtownie spłonęłam rumieńcem i spuściłam głowę. Próbowałam wymówić ' przepraszam ', ale z moich ust wydobył się tylko bełkot. Kobieta może wydawała się muła, ale wstydziłam się na nią spojrzeć. - Nie musisz się mnie bać. Jestem Nocną Łowczynią, kobietą, która przestrzega Prawa i pomaga Podziemnym jak zarówno i Przyziemnym.
- Kiedy poznasz ją bliżej, będzie dla ciebie jak matka. - mruknął mi do ucha, muskając przy tym swoimi ustami mój policzek. Chwilę później zwrócił się do pani Lightwood. - Przepraszamy za wczorajszą porę, ale Valentine nie dał nam hm.. Może powiem to inaczej. Cała akcja zadziała się wieczorem i zaczęliśmy się spierać, to będzie dobre określenie. I w taki sposób wylądowaliśmy w Instytucie.
                     Kobieta potarła skronie jakby chciała coś sobie przypomnieć.
- Mógłbyś jaśniej Sebastianie ? O co dokładniej się pokłóciliście ? 
                     Tym razem to ja zabrałam głos, ponieważ cała ta akcja to była moja wina.
- Pani Lightwood, praktycznie to moja wina. Oznajmiłam mu, że go nienawidzę, że go nie kocham itede. Na koniec naszej rozmowy, powiedział, że znajdzie nas wszędzie. Obawiam się, że może wiedzieć gdzie się podziewamy. Jak nas znajdzie, to razem z moim bratem nie chcielibyśmy robić kłopotów Instytutowi. - spojrzałam na nich smutnym wzrokiem. - Przepraszam. 
- Nie masz za co, złotko. - Maryse uśmiechnęła się lekko. - Valentine nie będzie was jeszcze szukał. Dopiero za cztery dni, a może dopiero za tydzień zacznie poszukiwania i pierwszy budynek jaki będzie chciał przeszukać to będzie Instytut. - westchnęła ciężko, a na jej czole pojawiły się zmarszczki, jakby nagle postarzała się o kilka lat. - Dziękuję za tę krótką rozmowę. - to chyba był znak, żebyśmy sobie już poszli.
                     Sebastian skinął głową i ruszył przed siebie w stronę drzwi. Podążyłam z nim.
________________________________________________________________________________

Nareszcie rozdział 2 ! Dziękuję za wsze komentarze i wyświetlenia, jesteście wielcy :') Rozdział jest długi, ponieważ chciałam wam wynagrodzić poprzednie posty i ich długość. Mam nadzieję , że się spodoba i prosiłabym o szczere komentowanie. Dziękuję :*

piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział 1

                      Obudziłam się. Rozejrzałam się wokół siebie. Widziałam ciemność i nic poza nią. Co to był za sen ? Sebastian wyznający mi miłość ? Kocham go, ale.. Potrząsnęłam głową i usłyszałam zaspany głos obok mnie.
- Co się dzieje, Clary ? - należał on do Sebastiana. Podniósł się do pozycji siedzącej i objął mnie. - Koszmar ? - zapytał z troską.
- Nie. - wychrypiałam. - Zwykły sen. Najzwyczajniejszy sen jaki może przyśnić się człowiekowi.
- Pamiętaj, że nie jesteś człowiekiem. Jesteś zupełnie kim innym, istotą która może objąć władzę nad światem. Opowiesz mi ten sen, Clary ?
                      Potrząsnęłam przecząco głową. Gdyby się dowiedział co on robił w tym śnie..
- N-ni-nie mogę. - wyjąkałam słabo. Sen odzwierciedlił kawałek prawdy mojego życia : kochałam Sebastiana Morgensterna, już nie jako brata, ale zupełnie kogo innego. Naprawdę go kochałam, więc teraz gdy mnie przytulał i był tak blisko mnie nie mogłam znieść jego obecności. Odsunęłam się od niego na odległość pół metra i spojrzałam na niego. - Nie opowiem ci.
- Dlaczego ? - wyciągnął rękę i dotknął mojego policzka. - Dlaczego tego nie zrobisz ? - zadrżałam pod jego dotykiem. Ręka, pełna blizn, zgrubień i całkowicie zimna, była delikatna. - Powiesz mi ? - czy jego głos był błagalny ?
- Sebastianie... Nie mogę. - otarłam łzę.
                      Przysunął się do mnie bliżej i wyszeptał do ucha :
- Jestem twoim bratem i mi możesz zaufać. - czułam jak jego usta musnęły lekko moje ucho, kiedy mówił.
                      Westchnęłam i opowiedziałam mu wszystko. Słuchał pogrążony w całkowitej ciszy, a kiedy skończyłam zapytał słabo : czy to wszystko ? Kiwnęłam głową.
- Nie mam pojęcia skąd w ogóle pomysł na sen z mojej strony.. Kocham cię, ale.. Jesteś moim bratem, a to co się wydarzyło w tym... Chciałabym, żebyś teraz mnie pocałował, powiedział, że mnie kochasz, że wszystko będzie dobrze i, że żywisz do mnie jakiekolwiek inne uczucia oprócz siostrzanej miłości ! Nie wiem dlaczego ci o tym wszystkim mówię, przecież i tak to nie będzie prawda, bo mnie nie pokochasz w ten sposób w jaki ja kocham ciebie. Zapomnij o tym wszystkim co mówiłam.
- Nie zapomnę. - powiedział. - Jak mógłby zapomnieć o osobie, która wyraziła co do mnie czuje ? - dostrzegłam cień uśmiechu na jego ustach. - Możemy być sobie przeznaczeni, wiesz o tym, prawda ? - pocałował mnie, tylko tak naprawdę, nie jak w żadnym śnie. Z początku zszokowana nie oddała  pocałunku, więc całował moje nieruchome usta i po chwili się odsunął. - Myślałem, że..
- Oczywiście, że chciałam. - odparłam i przyciągnęłam go do siebie. - Kocham cię, Sebastianie Morgenstern. - pocałowałam go. Zanurzyłam ręce w jego białych i gęstych włosach. On natomiast objął mnie w tali i posadził na swoich kolanach. Czy ta noc mogłaby być szczęśliwsza ? Całował mnie coraz mocniej i gwałtowniej. Trudno było mi złapać oddech, ale odwzajemniałam jego pocałunki. Jego usta pasowały idealnie do moich warg.Sebastian naparł na mnie całym swoim ciałem, a ja położyłam się na miękkiej pościeli. Pocałował mnie w szyję, a ja zaczęłam ściągać mu koszulkę.
- O takiej bliskości mogłam tylko sobie pomarzyć. - powiedziałam i rzuciłam jego koszulę w kąt. Był ciemno, ale widziałam rysujące się mięśnie na jego seksownym brzuchu. Westchnęłam zadowolona z widoku.
- Jednak to jest prawda. Wiesz jak się cholernie bałem tego, że jak ci powiem co do ciebie czuję, to mnie odrzucisz ? Nie będziesz chciała ze mną rozmawiać, patrzeć na mnie ? Teraz dziękuję Aniołowi, za to, że mnie pokochałaś. - po raz kolejny jego usta musnęły moje. - Gdybym wiedział o twoim uczuciu powiedziałbym ci wcześniej. - przez chwilę nic nie mówił, jednak cisza panująca wokół nas nie była niezręczna. - Ucieknijmy. - zaproponował a po chwili dodał. : - Do Instytutu. Co o tym sądzisz ?
                      Ucieczka. Instytut. Sebastian. Ja. Morgenstern'owie. Życie bez Valentine'a, bez Jocelyn. Tak.
- Zgadzam się. - powiedziałam. - Zróbmy to. Mam dość tego domu, wszystkiego co w nim jest. Nie chcę takiego życia. - odparłam i pocałowałam go lekko w nos. - Teraz ? Jutro, kiedy ?
- Teraz ? - zapytał, niemal widziałam jak na jego ustach zagościł zimny, nieuczciwy, łobuzerski uśmiech.
- Ale to za kilka minut. Mam coś do załatwienia. - wymruczałam i musnęłam ręką jego klatkę piersiową.
- Czy ta sprawa nie może zaczekać ? - zapytał i podsunął do góry moją koszulkę do spania.
                      Pokręciłam głową, podniosłam się na łokciach i spojrzałam w jego genialne oczy.
- Na Anioła, ile ja bym dała za to, żeby przeżyć swój pierwszy raz z tobą. - zamknęłam oczy. - Przepraszam. - wydukałam.
- Nie masz za co. Jeśli chcesz.. - przerwałam mu.
- Zaproponowałam to i się od razu zgodziłeś ? Czy ty mi aż tak ufasz ? Zawsze mogę udawać uczucie do ciebie, tylko po to, aby się z tobą przespać. Przemyślałeś to ?
- Tak, ale Clary.. Jesteś osobą, która nikogo by nie skrzywdziła. Ufam ci. Cholernie ci ufam. - pogłaskał mnie po policzku, a później zaczął całować moje spierzchnięte usta. Kochany Sebastian. Zdjął moją koszulkę, więc zostałam tylko w samej bieliźnie. - Jesteś jeszcze bardziej seksowna bez ubrań, a już całkowicie bez.. - zamruczał i po raz kolejny ten nocy mnie pocałował.
- Poczekaj. - mruknęłam i wyswobodziłam się z jego objęć. - Daj mi pięć minut, okay ? - wstałam z łóżka i poszłam do łazienki, biorąc po drodze stelę z komody.
- Czekam na ciebie. - powiedział. Łóżko lekko zaskrzypiała, co oznaczało, że się położył.

^^^

                      Spojrzałam na swoje odbicie. Włosy całkowicie potargane. Oczy podkrążone. Położyłam stelę na umywalce i sięgnęłam po szczotkę do włosów. Rozczesałam rude loki i związałam je w wysokiego kucyka, umyłam zęby, nałożyłam błyszczyk o truskawkowym smaku, oraz użyłam podkładu i tuszu do rzęs. Wyglądałam lepiej, choć ciągle nie idealnie.
- Nie jestem przecież jakąś modelką, która się obudzi i wygląda idealnie. - warknęłam sama do siebie.
                      Sięgnęłam po narzędzie, którym każdy Nocny Łowca rysował runy. Chwilę później na moim ciele pojawiła się runa Nieustraszoności, Siły,Szybkości,Bezszelestności, Wzroku i Wyglądu. Wyprostowałam się i wyszłam z łazienki. Dzięki Wzrokowi widziałam Sebastiana w ciemności. Leżał luźno na łóżku z zamkniętymi oczami, ale na jego ustach błąkał się uśmiech.
                      Położyłam się obok niego i pocałowałam go.
- Jakość inaczej wyglądasz. - powiedział pomiędzy pocałunkami.
- No jak ? - zapytałam ze zdziwieniem.
- Seksowniej. - mruknął mi do ucha. - Przepraszam, to nie możliwe. Nie da się wyglądać seksowniej. - objął moje biodra i przyciągnął mnie do siebie bliżej. - Pragnę cię, Clarisso Morgenstern. - dotknął językiem mojej dolnej wargi, zadrżałam pod jego dotykiem. - Bądźmy tej nocy parą, która kocha się do szaleństwa, nie są rodzeństwem i nie mieszkają z rodzicami, którzy się wpieprzający. A później uciekniemy do Instytut. Zgadzasz się ?
- Tak. - ucieczka z tego cholernego domu by mi się przydała. Pocałowałam go w szyję. Jednym ruchem położyłam go na sobie i zaczęłam darząc jego ciało ( na tyle ile mogłam ) pocałunkami. W jego oczach malowało się zdziwienie.
- Nie poznałeś mnie jeszcze od tej strony ? - zapytałam z uśmiechem na ustach.
- Nie, ale dzisiaj mam okazję to zrobić. - pocałował moje usta i ugryzł mnie w wargę. Poczułam krew. Sebastian zamruczał i zaczął jeździć ręką po moim ciele. Kiedy dotarł na dół brzucha zaczęłam się głośno śmiać.
- Mam łaskotki idioto ! - krzyknęłam, ale nic to nie dało, ponieważ Sebastian zaczął mnie nachalniej łaskotać. Chwilę później na schodach rozległy się kroki, które poznałam od razu. Valentine. - Ojciec. - wyszeptałam mu do ucha, ale on tylko wzruszył ramionami i mnie pocałował.
- Zaraz. - kolejny pocałunek. Drzwi do mojego pokoju otworzyły się. Tak jak myślałam, Valentine przyszedł mnie odwiedzić. Dzięki mojej runie Szybkości zdążyłam usiąść na drugim końcu łóżka, całkowicie rozluźniona. W oczach Sebastiana dokładnie widziałam nienawiść.
- Co się tutaj dzieje ? - zapytał z zimnym wzrokiem, którym zmierzył mojego brata, a później mnie. - Dlaczego jesteś w staniku ?
                      Powiedziałam pierwszą rzecz jaka przyszła mi do głowy.
- Gorąco mi. - warknęłam. - Czy już nie mogę przebywać we własnym pokoju ubrana w stanik ? Zabierzesz mnie do więzienia za ten wyskok ? - zakpiłam. - Powodzenia.
- Zamknij się. Za dużo sobie ostatnio pozwalasz. - Co tutaj robisz, Sebastianie ? - serce mi szybciej zabiło, jednak wziął jego na ogień.
- Rozmawiałem z Clarissą, ojcze. - powiedział neutralnym tonem głosu. - To jest moja siostra i muszę jej czasem wysłuchać, czyż nie ? - na Anioła jak on genialnie udawał.
- O czym  ci naopowiadała ?
- O wszystkim i o niczym. - mruknęłam stukając paznokciami o deskę na łóżku.
- Clarisso bądź milsza dla swojego ojca.
- Nienawidzę cię, a ty dobrze o tym wiesz. Ty odwzajemniasz moje uczucie, więc jesteśmy kwita. Mam ochotę cię zabić, w każdej chwili kiedy cię widzę, jesteś niewdzięczny, bez uczuć, lodowaty ! Jedyną osobą w tym cholernym domu Morgenstern'ów, która ma  z a w s z e  czas, żeby mnie wysłuchać, to Sebastian ! I jemu najbardziej ufam, bo go kocham. A ty nie znasz nawet tego uczucia. Wyjdź z mojego pokoju.
- Jesteś wredną s...
- Przestań ! - krzyknął Sebastian i gwałtownie podniósł się z łóżka. Podszedł do Valentine'a i spojrzał mu w oczy. - Dlaczego jesteś taki nie kochający ? Wiesz jak ona się czuje ?
- Sebastianie.. - zaczęłam, ale przerwał mi machnięciem ręki.
- Nie, Clary. - powiedział. - Mam dość, nie chce tutaj już więcej mieszkać.
- Nie możesz. - warknął Valentine podchodząc do syna. - Nigdzie się stąd nie wybierasz. Zostajesz tutaj razem ze swoją siostrą. I nie masz już nic więcej do gadania.
- Nienawidzę cię. - wyszeptał, złapał mnie za rękę i przepchnął się obok swojego ojca. - Żegnam, już nie jesteśmy spokrewnieni.
- Jestem twoim ojcem i nim będę. Nie zapomnij, kto sprawił, że jesteś jaki jesteś. Wiem, że za kilka dni wrócisz, bo się stęsknisz za domem. Uciekaj i tak cię znajdę. - wzruszył ramionami.
- Nie byłbym tego taki pewien. - wyszliśmy z sypialni, szybkim krokiem przeszliśmy dom i znaleźliśmy się na dworze. Po drodze zarzuciłam na siebie bluzę brata.
                      Podeszłam do drzewa i osunęłam się o jego pień. Sebastian już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale nie dopuściłam go do słowa.
- Sebastianie starczy. - zamknęłam oczy. - To nie twoja wina, że Valentine jest taką osobą. Za nic się nie winię, ale.. Wiesz jak dojść do Instytutu ?  - ostatnie zdanie wypowiedziałam szeptem. Podszedł, usiadł obok i pocałował w głowę, przytulając mnie. - Powiedz, że wszystko będzie okay.. Bo będzie, prawda?
- Będzie. Mam taką nadzieję. Musi być okay.. W końcu nie ma innego wyjścia, żeby nie było. Poradzimy sobie jakoś. Jesteśmy Morgenstern'ami. - powiedział mocnym tonem.

________________________________________________________________________________

To na tyle. Mam nadzieję, że rozdział tak samo jak muzyka, którą dodałam na bloga, Wam się spodoba. Rozdział 2 właśnie piszę na telefonie, ale nie wiem kiedy się tutaj pojawi, może za niedługo. Piszcie szczere opinie na temat ' mojej twórczości ' jeśli tak to można nazwać. Dziękuję za ponad 400 wejść, przez ten krótki czas oraz 7 obserwatorów. Naprawdę mogę na Was i na Waszych komentarzach polegać. Co do dwóch opinii : Nie, Clary ( jak na razie ) nie poznała Jace'a, Luke'a i innych osób znanych z książki :). Oraz używam imion ' Sebastian ' i ' Jonathan ' ponieważ wydaje mi się właściwe używanie jego ' drugiego ' imienia w sytuacjach poważnych. Jeśli mielibyście jakieś wątpliwości, chcielibyście o coś zapytać, to zadawajcie pytania w komentarzach lub na moim asku spróbuję na wszystkie odpowiedzieć. Jeszcze raz Wam bardzo dziękuję i mam nadzieję, że będziecie oczekiwać kolejnego rozdziału ! <3 Dobra, zapomniałam xd Przepraszam za to, ze rozdziały są krótkie, ale w notatkach w telefonie wydają się długie, a nie chcę już psuć tego co tam napisałam :( I wybaczcie powtórzenia i literówki. :<


piątek, 6 czerwca 2014

Prolog

- Clarisso, chodź na kolację. - głos Valentine'a rozległ się za drzwiami mojego pokoju. Westchnęłam ciężko.
                      Spojrzałam na swoje rude loki w lustrze. Ugładziłam je ręką. Nic, nadal nie chciały się ułożyć.
- Clarisso.. - ton głosu się zmienił. Był ponaglający i zimny.
- Zaraz ! - krzyknęłam. - Nie mogę się w spokoju przyszykować ?
- Za pięć minut widzę cię w jadalni. - usłyszałam jak schodzi bez pośpiechu po schodach.
                      Jak zwykle musiałam założyć suknię wieczorową i do tego buty na obcasach. Kolacja. Najgorsze, według mnie, słowo w tym domu. Zawsze oznaczało spotkanie całej rodziny w jadalni przy stole, wspólne zjedzenie posiłków, którym towarzyszyły wymiany zdań Valentine'a i Jocelyn. Mój brat - Sebastian - również nie lubił wspólnego jedzenia. Wolał siedzieć w swoim pokoju i snuć plany jak zapanować nad światem, chociaż ostatnio mu trochę z tym przeszło. Jednak nie całkowicie.
                      Wzięłam do ręki długą, zwiewną czarną sukienkę, którą zakładałam na różne uroczystości. Zdjęłam szarą koszulkę, spodnie i buty. Cisnęłam je w kąt łazienki. Włożyłam na siebie sukienkę, zapięłam z boku suwak i założyłam pod kolor buty.Spojrzałam na swoje odbicie. Przez białą skórę na twarzy, szyi, rękach wyglądałam okropnie. Cała blada, rude włosy, ubrana na czarno. Jednym słowem : trup. Uczesałam włosy w wysoki kucyk i wyszłam z pomieszczenia.
- Nienawidzę kolacji.. - warknął Sebastian siedząc na moim łóżku. Nie słyszałam jak wchodził do pokoju, ani jak otwierał drzwi. - Nienawidzę tych ich rozmów o naszej przyszłości, o Clave, o demonach i innych Nocnych Łowcach. Idiotyczne.
                      Przyznam. Wyglądał idealnie, nie ślicznie,lecz idealnie. Koszula niedbale zarzucona na ciało, czarne spodnie i wojskowe buty. Białe, lekko zmierzwione włosy, czarne oczy, ze srebrem wokół źrenicy. Jego styl bycia, ironiczny, zimny, obojętny na losu innych osób. Liczyła się tylko władza. Czasami żałuję, że jest tylko moim bratem, a nie kimś więcej.. Odrzuciłam tę myśl. Usiadłam obok niego i położyłam się na łóżku, nie zważając na materiał z jakiego wykonana była sukienka. Podobno łatwo się gniecie. Pieprzyć to.
- Nienawidzę żadnych posiłków z całą rodziną, sukienek i wysokich obcasów. Nienawidzę myśli, że kiedyś będę musiała się z tobą rozdzielić, że kiedyś będę musiała od ciebie odejść. Sebastianie, nie chcę życia bez ciebie. - poczułam jak pod jego ciężarem ciała ugniata się materac, przytula mnie i całuje w czoło, mówiąc.
- Nie zostawię cię, Clarisso. - przytuliłam się do niego mocniej. Nasze ciała pasowały do siebie idealnie, jakby były jednością.
                      Leżeliśmy tak przez kilka minut. Jako pierwszy odezwał się mój brat.
- Powinniśmy już iść. Valentine nie będzie zadowolony z naszego spóźnienia. Jednak dom Morgenstern'ów utrzymuje dyscyplinę. - wymruczał i z gracją wstał z łóżka, spojrzał na mnie i wyciągnął rękę, którą złapałam. Jednym ruchem stawił mnie na nogach. Miałam rację. Sukienka była cała pognieciona, ale to już nie mój problem. I tak jej nie lubiłam. - Chodźmy już. - ponaglił mnie.

^^^

- Spóźniliście się. - Valentine siedział na skórzanym krześle z kielichem w ręku. - Siadać. - rozkazał chłodnym tonem.
                      Opadłam ciężko na krzesło. Sebastian usiadł obok mnie i wywrócił oczami. Jego usta powiedziały bezgłośnie zaraz się zacznie..
- Valentine ma do Was pewną sprawę, jaką jest.. - zaczęła Jocelyn, ale jej mąż gwałtownie przerwał jej wypowiedź.
- Spóźniliście się, to jest pierwsza rzecz. Dlaczego ? Druga sprawa, musimy porozmawiać. I to poważnie. Ale zacznijmy od wytłumaczenia pierwszej rzeczy. Więc dlaczego ?
- Przytulaliśmy się. - mruknęłam i spuściłam wzrok na blat stołu.
                      Usłyszałam szuranie krzesła. Sebastian wstał i zmierzył wzrokiem rodziców, uderzył pięścią w stół i wyszedł z gracją z jadalni. Wiedziałam dokąd pójdzie. Park, jedyne miejsce gdzie może przemyśleć swoje sprawy.
- Co to ma znaczyć ?!- krzyknął Valentine, ale wybiegłam z pomieszczenia.
- Wytłumacz to wszystko ! Wracaj ! - krzyknęła za mną Jocelyn.

^^^

                      Rozejrzałam się po parku, lecz nie mogłam nigdzie znaleźć swojego brata.
- Gdzie jesteś, Sebastianie ? - zapytałam cicho, a po moim policzku poleciała łza. Płakałam rzadko, prawie wcale, ale kiedy w grę wchodził mój brat.. Płakałam. Naprawdę się o niego martwiłam. Poczułam czyjąś zimną rękę na ramieniu. Krzyknąłem.
- Clarisso, to ja.. - wyszeptał mi do ucha Sebastian, objął mnie z tyłu i przytulił się do mojego ciała. - Spokojnie.
- Dlaczego tak zareagowałeś na to, że powiedziałam Valentine'owi i Jocelyn o tym, że się przytulaliśmy ? 
- Nie chcę, żeby oni wiedzieli o takich sprawach między nami. - odwróciłam się do niego i spojrzałam w jego czarne oczy. Nadal mnie obejmował. - Valentine.. - pokręcił głową.
- Dlaczego ?
- W ich oczach powinniśmy być jak brat i siostra, jednak.. Clary, kocham cię. Kocham cię tak naprawdę, nie jak brat siostrę, inaczej. Zupełnie inaczej.. - wyszeptał.
- Sebastianie.. - zaczęłam, ale pocałował mnie w usta. Dobrze, czekałam na ten moment od zawsze. Jego ciepłe usta, musnęły moje. 
- Nie chce być dłużej twoim bratem. Chce być kimś więcej. Nocnych Łowców nie obchodzi DNA. Możemy być razem.. Oczywiście jeśli chcesz.. - wyszeptał w moje usta.
                     Zamarłam. To było moje marzenie, kochałam go jako brata i kochałabym go jako zupełnie inną osobę.
- Johnatanie.. - zaczęłam i gwałtownie przerwałam, ponieważ nie widziałam co wykrztusić dalej. Nie wiedziałam kompletnie nic. Pustka. - Valentine, Jocelyn.. - wymieniłam imiona rodziców, a chwilę później spuściłam głowę i zaszlochałam.
- Ucieknijmy. - zaproponował i uniósł mój podbródek dwoma palcami.
- Nivy gdzie ? - zapytałam słabo, ale wytrzymałam jego wzrok.
- Do Instytutu. Wiem, że może to nie jest odpowiednie miejsce dla dzieci Morgenstern'ów, ale nie mam innych pomysłów. Proszę zrób to dla mnie i zapomnij o Valentinie, Jocelyn, tamtym domu.. Bądźmy tylko my. Ja i ty. - wolną rękę ujął mój nadgarstek i spojrzał w oczy. - Co sądzisz o panowaniu nad tym światem ? Sebastian i Clarisso Morgenstern, Nocni Łowcy, którzy objęli władzę nad światem, rozsypaliby Clave a każde domy byłyby po ich stronie. Brzmi ładnie, prawda ? - zapytał rozmarzony.

_________________________________________________________________________________

Pojawił się Prolog, mam nadzieję, że sie spodoba. Prosiłabym o wasze komentarze dotyczące posta i co sądzicie na ten temat. Dziękuję i pozdrawiam <3