piątek, 19 stycznia 2018

Rozdział 10

- Nie znoszę, kiedy masz rację. - mruknął po czym wziął moją rękę i zaczął się nią bawić. - Więc jest pewna sprawa, do której jesteś mi potrzebna.
- O jaką sprawę Ci chodzi, Sebastianie? - spytałam cicho zupełnie nie wiedząc co siedzi mu w głowie. Ten człowiek jest nieobliczalny i każdy o tym wie, a jego pomysły bywają chore i niebezpieczne. 
         Spojrzałam na nasze złączone dłonie i przygryzłam wargę. Lubiłam czuć jego obecność obok siebie, ponieważ pomimo tego wszystkiego co działo się w naszym życiu czułam się przy nim bezpieczna. Jednak wiedziałam, że jakiekolwiek ruchy w kierunku związanym z nami będą złe i będą miały swoje konsekwencje. Małe czy duże, lecz konsekwencje, które coś zmienią w moim jak zarówno i w jego życiu. Bo jak to brzmi? Siostra i brat, którzy są razem? Kompletna głupota. Uniosłam spojrzenie na blondyna siedzącego naprzeciwko mnie. W jego oczach było coś dziwnego, jakby się bał. 
- Mów o co chodzi. - warknęłam i zabrałam z uścisku rękę.
- Nie ważne. - powiedział wstając z łóżka i wychodząc z pokoju.
         Siedziałam zszokowana tym co się stało, nie wiedząc jak zareagować na to co się stało. Zanim mogłam przemyśleć to co chciałam zrobić, pobiegłam za nim. Widziałam go jak otwierał drzwi wejściowe i złapałam go za materiał koszulki i przyciągając do siebie mocno.
- Mów o co Ci chodzi, a nie marnujesz mój czas,Sebastianie. - powiedziałam zdenerwowana. Nie znosiłam jego humorków i tego jak ciągle zmieniał zdanie.
         Spojrzał na mnie z zimnym wyrazem oczu. Zacisnął mocniej wargi i przewrócił oczami. Był zdenerwowany, ale aktualnie mnie to nic nie obchodziło. Gwałtownie wyrwał rękę z mojego uścisku i zbiegł na dół. Usłyszałam tylko to jak trzasnął za sobą drzwiami, po czym zapanowała kompletna cisza w całym domu. 
         Przez dłuższą chwilę stałam całkowicie w bezruchu zastanawiając się co ode mnie chciał mój brat. Stwierdziłam, że wypytam go o to kiedy indziej, jeśli znikną mu jego humorki( co może trochę potrwać). Sama miałam humorki, ale to był facet. On nie ma prawa ich mieć! Miałam w głowie kompletny mętlik, wszystko się skumulowało i nie wiedziałam o czym myśleć, co myśleć i co robić w sprawie z blond dupkiem. Denerwował mnie ten człowiek, ale było w nim coś na co można zwrócić uwagę w innym kontekście. Westchnęłam i przygryzłam wargę. 
- Za dużo wrażeń na dziś. - mruknęłam sama do siebie. Podeszłam do szafy skąd wyjęłam piżamę i poszłam do łazienki szybko wziąć prysznic i wykonać wieczorną, podstawową toaletę. 
         Po kilkunastu minutach wróciłam do pokoju, zamknęłam okna oraz drzwi i położyłam się do łóżka, całkowicie wyczerpana dzisiejszym dniem oraz wydarzeniami które były z nim połączone.

                                                                                *****

         Obudziłam się w środku nocy z mocno bijącym sercem nie mogąc złapać oddechu. Byłam zaplątana w materiał pościeli oraz w czyjeś ciało, od którego gorąca na moim czole pojawiły się kropelki potu. Otworzyłam usta z zamiarem krzyku, ale poczułam na nich czyjąś zimną dłoń. Sebastian.
- Cicho, Clary. To tylko ja. - mruknął zaspanym głosem zabierając wolno rękę z moich ust i odsuwając się ode mnie. Z tego co zauważyłam chłopak był bez koszulki, w samych bokserkach i ON LEŻAŁ W MOIM ŁÓŻKU!
- Co Ty tutaj robisz do cholery? - zapytała zszokowana, ponieważ halo, on nigdy nie odwiedzał mnie tak często jeśli nic nie chciał. Może chciał dokończyć rozmowę sprzed kilku godzin? - Ale wtedy nie leżałby obok ciebie w samej bieliźnie, głupia. - mruknęłam do siebie kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego, że zamiast powiedzieć to w myśli powiedziałam to na głos. Z gardła blondyna wyrwał się gorzki śmiech, a ja zarumieniłam się.  - Czego? - warknęłam w jego stronę nie wiedząc co mam robić, ponieważ ta sytuacja nie zdarzała się często.
         Chłopak tylko przewrócił oczami i wstał z łóżka podchodząc do szafki nocnej aby napić się wody. Stał przed oknem przez które wpadało zimne światło księżyca oświetlając jego szczupłą ale jednocześnie umięśnioną sylwetkę. Przeczesał włosy w taki sam sposób w jaki robił to zawsze Jace, po czym uniósł kącik ust w krzywym uśmiechu. 
- To wszystko mi się śni. - pomyślałam, całkowicie zszokowana po czym odchrząknęłam i postanowiłam się zapytać - Co ty tutaj robisz? Znowu? 
- Potrzebuję przy sobie obecności osoby, którą kocham. - powiedział cicho spoglądając na mnie spod grzywki która opadła mu w nieładzie na oczy. - Oraz która kocha mnie.
         Nie wiedziałam co mam na to odpowiedzieć, od bardzo dawna mój brat nie okazywał ani nie mówił o swoich uczuciach w taki sposób. Ciekawe, co jest powodem, że nagle się to zmieniło. Jeszcze parę godzin temu był na mnie wściekły a teraz? Utkwiłam spojrzenie w pościeli i przygryzłam wargę. Poczułam jak łóżko ugniata się pod jego ciężarem a jego ręka szuka mojej i po chwili delikatnie kładzie swoją na niej, splatając nasze place razem. Nie wykonałam żadnego ruchu, nie wiedząc co mam robić, mówić. Siedziałam zszokowana na łóżku starając się spokojnie oddychać, a w moim przypadku było to całkowicie nie możliwe. 
- Co się z Tobą dzieje,Sebastianie? - wyszeptałam zachrypniętym głosem.
- Potrzebuję Ciebie obok, Clarisso. 
- Przecież jestem. - spojrzałam na niego spod rzęs.
- Na Anioła, nie patrz się w taki sposób na mnie. - jęknął i odwrócił głowę. - Pamiętasz noc w której opowiedziałaś mi swój sen? Ten w którym pokłóciliśmy się z rodzicami a ja wybiegłem z domu? Pobiegłaś wtedy za mną..
- Tak, pamiętam, - przerwałam mu nie wiedząc do czego zmierza.
- Wyznałem ci miłość. Wtedy kiedy się obudziłaś i opowiedziałaś mi sen. - sprostował. - Ty mi również. - wyszeptał przybliżając się do mnie. Pamiętasz to wszystko?
         Kiwnęłam głową. W mojej głowie zaczęły przebijać się myśli, wspomnienia z tamtego okresu. W tym momencie miałam mętlik w głowie. Dopóki nie poznałam Jace'a byłam pewna co do Sebastiana, jednak teraz nie wiem. Jestem zagubiona w swoich myślach. Fakt, blond dupek mnie denerwuje ale denerwuje mnie w ten zupełnie inny sposób. Czuję się jak...
- Dziwka? - mruknął chłopak do mojego ucha, zaciskając mocno swoją dłoń na mojej. - Jesteś jedyną osobą w której myślach potrafię czytać. - dodał widząc moją minę. Przybliżył się do mnie i objął delikatnie moje ciało. - Nigdy, ale to nigdy nie mów ani nie myśl o sobie w taki sposób. Nie jesteś nią. Kocham Cię i to bez względu na to kogo wybierzesz. - uśmiechnął się delikatnie. - Tak, pamiętam jak mówiłem, że nie zniósłbym widoku Ciebie z innym mężczyzną, ponieważ jestem cholernym zazdrośnikiem ale nie będę Ci stał na drodze do szczęścia.  Przemyślałem to wszystko oraz to jak zachowywałem się w stosunku do Ciebie. 
- Kochasz mnie? - spytałam cicho wyjmując swoją rękę spod jego dłoni.
- Tak. 
- Nie, Sebastianie. Nie jak brat kocha swoją siostrę. Przestałam ci ufać po tym wszystkim co robisz i nie jestem pewna twoich uczuć do mnie. Czy kochasz mnie tak naprawdę? - spojrzałam na niego a w jego czarnych oczach zobaczyłam niezrozumiały, jak dla mnie, błysk.  Wydawało mi się to dziwne.
- Jesteś zmęczona, Clarisso. Idźmy spać. - powiedział po czym złożył pocałunek na moich ustach obejmując dłońmi moją talię i delikatnie kładąc na łóżku swoim ciężarem. - Dobranoc. - wyszeptał.

                                                                                *****

         - Clary, obudź się. - poczułam jak czyjaś ręka dotyka mojego ramienia i delikatnie mną porusza. Czyli to co się wydarzyło w nocy, cała wizyta Sebastiana - to była prawda. 
- Sebastianie, jeszcze chwilka. - mruknęłam i przewróciłam się na drugi bok, owijając szczelniej kołdrą.
         Usłyszałam parsknięcie śmiechem i gwałtownie otworzyłam oczy, podnosząc się.
- Jace? Co Ty tutaj robisz? U mnie w łóżku? - zerwałam się gwałtownie i owinęłam się kołdrą z obawy, że blondyn może zobaczyć mnie w samej koszulce.
- Bo to wcale nie tak, że nigdy nie widziałem pól nagiej kobiety przy mnie. - uśmiechnął się bezczelnie błyskając białymi zębami. 
- I na pewno same przed tobą się rozbierają. - warknęłam. 
- Co Ci takiego zrobiłem, że taka dla mnie jesteś? 
         Przygryzłam wargę. Cała sytuacja z nocy z Sebastianem była dla mnie kompletnie dziwna i zaskakująca a jeszcze dochodzi do tego Jace. Co on mi takiego zrobił? Sama nie wiem. Spojrzałam na niego i wzruszyłam ramionami nie potrafiąc odpowiedzieć na jego zadane pytanie.
- Czyli rozumiem, że nic i jesteś dla mnie tylko taka ze względu na brata? - odparł pewnie podnosząc się z łóżka.
         Uniosłam brew. Powoli zaczęła mnie denerwować jego pewność siebie.
- Czemu zapłaciłeś Magnusowi, aby dopytał się czy coś do Ciebie czuję? - to pytanie kompletnie zbiło go z tropu. Zauważyłam iskierki w jego oczach. 
- Nie zapłaciłem mu, Clary. - odpowiedział myśląc nad czymś. - Ten pieprzony Czarownik zawsze musi wtrącać się w moje życie, to zwykłe i to miłosne. 
- Nie wierzę Ci Jace. - warknęłam w jego stronę i rzuciłam w niego poduszkę którą złapał śmiejąc się. - O co Ci chodzi?! Denerwujesz mnie od samego początku jak tutaj przyjechałam! A teraz jeszcze to? Płacisz Magnusowi aby się dowiedział? Jesteś tak zadufanym w sobie dupkiem, że to przechodzi ludzie pojęcie, Herondale. W życiu nie spotkałam się z takim człowiekiem jak ty, więc lepiej wyjdź z mojego pokoju i nawet nie próbuj pokazywac mi się na oczy bo Cię zabije! - wykrzyczałam i otworzyłam mu drzwi. Kiedy przez nie przeszedł trzasnęłam nimi a echo rozległo sie po całym Instytucie. - Nienawidzę Cię! - krzyknęłam w jego stronę, wiedząc, że on i tak mnie nie usłyszy. Chociaż po dzisiejszej sytuacji mam wrażenie, że on doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Jak ja mogłam nawet przez chwilę pomyśleć, że cokolwiek mogę do niego czuć? Jak mogłam go całować? Myśleć o nim. Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w ręce nie wiedząc co mam robić. Cała ta ucieczka tutaj była okropną decyzją, której naprawdę żałuję. Postanowiłam jedno. 
- Wracam do domu. 


-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

         Eeeee... Hejka Wam! Wiem, że macie ochotę mi coś zrobić po tak cholernie długiej nieobecności, ale kompletnie zapomniałam o tym blogu, nie wiedziałam jaki ciąg dalszy nadać tej historii, jakie sytuacje tutaj wpleść. Kompletny brak pomysłu. Nie obiecuję, że poprawię się w pisaniu, w częstotliwości pojawiania się postów, bo nie wiem jak to będzie z czasem czy pomysłami na to co tutaj jest przeze mnie tworzone. W każdym razie jestem dumna z tego, że w końcu skończyłam ten rozdział po tak długim czasie chociaż wiem, że nie jest on jakiś genialny. Dziękuję, że dalej tutaj jesteście. xx







wtorek, 16 sierpnia 2016

Rozdział 9

                      Jest piękny. - odparł Magnus po kilku minutowej niezręcznej ciszy, nadal wpatrując się w widoki przez okno. 
- Widok? - spytałam wyrwana z myśli o Sebastianie i o moim aktualnym uczuciowym położeniu.
                      Mężczyzna zaśmiał się krótko kręcąc głową na znak, iż to jednak nie to obudziło w nim ten zachwyt.
- Bardziej miałem na myśli Aleca. - mruknął odsuwając się od okna i siadając naprzeciwko mnie na skórzanym, wielkim fotelu. 
- Uhm, nie w moim guście. - stwierdziłam bawiąc się palcami. 
- Clary, przyszłaś tutaj po to aby odegnać swoją uwagę od Jace'a, dlaczego?
                      Dlaczego chciałam to zrobić? Ponieważ go nienawidziłam, a zdecydowanie zajmował za dużo myśli w mojej głowie. Chciałam zająć się sprawami związanymi z Sebastianem a nie panem Jestem Największym Dupkiem Na Świecie. 
- Nie wiem. - skłamałam, ponieważ kurde nie chcę aby każdy wiedział co dzieje się w moim sercu i mojej głowie.
,,Kochasz go''
- Nie, nie kocham go. - warknęłam i po chwili  zdałam sobie sprawę, że powiedziałam to na głos. Kompletnie nie wiedziałam dlaczego i co przed chwilą się zadziało w moich myślach, że pozwoliły sobie na te słowa. Potrząsnęłam głową. - On nie jest w moim typie, nienawidzę go. 
- Posłuchaj. Przez całe moje życie przewijało mi się bardzo dużo romansów. Z kobietami jak i mężczyznami. Z jednymi było łatwiej, a z drugimi musiałem się naprawdę napracować aby cokolwiek osiągnąć. Nienawidziliśmy się, ale ja starałem się to oddalić. Wiesz...
                      Przerwałam mu.
- Tak, doskonale wiem co masz na myśli. Chciałeś powiedzieć, że się nienawidziliście, ale po pewnym czasie wszystko się naprawiło i byliście razem.
                      Magnus pokiwał rozpromieniony głową, uśmiechając się do dziewczyny. 
- Nie. Nie mam zamiaru kiedykolwiek być z Jace'em. Nie interesuje mnie. Nawet go nie lubię, Magnusie. 
                      Westchnął.
- Ty mu powiesz, czy ja mam to zrobić? - spytał klękając przed moimi kolanami i opierając swoje dłonie na moich udach. Zauważyłam, że miał pomalowane paznokcie, ale już tego nie skomentowałam. 
- Co? Komu? Magnusie? O co tutaj chodzi?
                      Nie odpowiadał. Gwałtownie wstałam.
- Komu co powiesz? - warknęłam.
                      Czarownik tylko westchnął.
- Jace mi zapłacił, za to abym się dopytał czy coś do niego czujesz,
- Przepraszam, ale co? Gdzie on jest?
- Nie wiem Clary i nawet nie próbuj zrobić tego co myślę.
- Oczywiście, że nie. Ja tylko  z nim porozmawiam i mu powiem to co chciał wiedzieć. - powiedziałam otwierając drzwi.
- Nie rób nic głupiego, Clarisso. - usłyszałam głos Magnusa zanim drzwi zdążyły się zamknąć.
                      Podczas mojej nieobecności w domu czarownika zjawiło się jeszcze więcej ras, a impreza została rozkręcona chociażby przez wampiry których było tutaj najwięcej. Ciekawe dlaczego? Przeszłam cały parter ale nie znalazłam Jace'a. Jedyne na co mogłam liczyć w tym momencie to jakieś durne zaczepki wysyłane mi przez wampira stojącego przy barze. Zignorowałam go, ponieważ nie miałam ochoty na żadne gierki czy rozmowy. Aktualnie pragnęłam znaleźć Jace'a i raz na zawsze mu coś wyjaśnić. Może za którymś razem dotarłoby coś do tej jego pustej, blond główki.
                      W tłumie dostrzegłam Isabelle, która rozmawiała z Alekiem. Podeszłam do nich.
- Gdzie byłaś, Clary? - spytała mnie, unosząc swoją idealnie narysowaną brew.
- U Magnusa i dowiedziałam się paru ciekawych rzeczy. - uśmiechnęłam się sztucznie. - Izzy, mam prośbę czy możesz powiedzieć Jace'owi aby przestał ingerować w moje życie i próbować zrobić wszystko abym się w nim zakochała? 
                      Kątem oka spostrzegłam jak Alec ucieka od nas oczami, przygryzając mocno wargę i wyłamując palce. Był zdenerwowany.
- Co? - zapytała zszokowana Iabelle. - Myślałam, że ty i Jace...
- To źle myślałaś. 
- Źle mnie zrozumiałaś. Jace mi powiedział, że to ty się w nim zakochałaś a nie na odwrót. 
- Serio? Naprawdę mógł już sobie to darować. - przeczesałam palcami włosami. - Jak go znajdziesz to mu powiedz, żeby się ode mnie odczepił. - warknęłam i zaczęłam iść w stronę drzwi wyjściowych. 


                                                                      *****


                      Chłodny, wieczorny wiatr owijał moją czerwoną twarz, kiedy zmierzałam w stronę Instytutu. W tym momencie nie chciałam nikogo widzieć, ani z nikim rozmawiać. To wszystko co zrobił Jace, nie pomagało mi ani trochę, ponieważ ciągle miałam słowa Magnusa w głowie. 
- To wszystko jest takie pomieszane. - szepnęłam spuszczając głowę i skręcając w ulicę na której była moja ulubiona kawiarnia czynna całą dobę. Otworzyłam drzwi i uderzył mnie mój ulubiony zapach, świeżo mielonej kawy. Odruchowo na moich ustach pojawił się lekki uśmiech. Było już po 22, a kawiarnia była zapełniona całkiem dużą ilością osób, których czułam na sobie wzrok, przez to jak wyglądałam. Westchnęłam i podeszłam do lady. - Poproszę Irish Coffe* na wynos.
- Mogę zobaczyć twój dowód? - odezwał się głęboki męski głos. Spojrzałam na mężczyznę, który własnie mnie obsługiwał. Miał czarne włosy do ramion i zadziorny uśmieszek.
- Tak, jasne. - mruknęłam i wyciągnęłam z torebki swój dowód i mu podałam, udowadniając, że kilka dni temu skończyłam 18 lat. Chłopak z powrotem oddał mi plastikowy dokument i zajął się robieniem kawy. 
                      Oparłam się o ladę, wychodząc z kolejki, aby nie robić iluzji dłuższej kolejki. Usiadłam na krześle barowym i oparłam brodę o rękę, bawiąc się jednocześnie cukrem, który wyjęłam z pojemniczka. Chwilę póżniej dostałam dużą, kawę. 
- Dziękuję ci bardzo. Ile?
- 8 funtów. - odpowiedział chłopak, na co podałam mu wyznaczoną sumę i upiłam łyk mocnej kawy. - Ciężki dzień, a raczej ciężka noc, co?
                      Spojrzałam na niego spod kawy i wzruszyłam ramionami.
- Można tak powiedzieć. - wstałam z krzesła. - Dzięki za kawę. - powiedziałam i wyszłam z kawiarni zatrzaskując za sobą drzwi. Skupiałam się na tym aby idąc i popijając napój z kubka nie potknąć się lub nie oblać. Albo to i to. Na ulicy było całkowicie ciemno i pusto, jedyne co dało się usłyszeć to stukanie moich obcasów o płyty chodnika. 
                      Dziesięć minut później wchodziłam już po schodach do swojego pokoju w Instytucie. Ten dzień bez obaw mogłam zaliczyć jako jeden z gorszych w moim życiu, a to wszystko przez jednego chłopaka, który nie może sobie mnie darować. 
                      Zdjęłam buty i rozebrałam się do samej bielizny, po czym ubrałam się w piżamę i poszłam zmyć makijaż i się wykąpać.

*****

                      Godzinę później wychodząc z łazienki zobaczyłam na swoim łóżku siedzącego Sebastiana.
- Mógłbyś chociaż czasem informować mnie o swoich wizytach, a nie przychodzić kiedy żywnie ci się podoba. - warknęłam w jego stronę zasłaniając okna bordowymi zasłonami. 
- Co ty taka wyszczekana się zrobiłaś? - zauważył unosząc brew.
- Nie twój interes. - przewróciłam oczami. - Nie chcę nikogo widzieć, czy możesz wyjść? - wskazałam drzwi i dałam mu sugestywny gest, że powinien jednak stąd wyjść i zostawić mnie zupełnie samą.
- Nie, nie mogę? - prychnął śmiechem i położył się na pościeli, wkładając ręce po głowę i przymykając oczy. Jego obcisła koszulka w tym momencie strasznie podkreślała mięśnie jego brzucha i to było coś pięknego dla moich oczu. 
                      Podeszłam do drzwi i przekręciłam w nich klucz, aby nikt nie wchodził mi już do pokoju. 
- Więc zechcesz mi powiedzieć po co tutaj przyszedłeś? - westchnęłam siadając obok niego po turecku. Miałam idealny widok na jego lewy profil i dosłownie każdy cal pięknej, bladej twarzy.
- Nie mogę już odwiedzić swojej ukochanej siostry? - uniósł do góry delikatnie kącik ust. - Wiem, że się na mnie patrzysz, Clary.
- Nie patrzę się na ciebie. - obroniłam się szybko, na co Sebastian jeszcze bardziej się uśmiechnął i otworzył oczy. 
- Mówiłem, że się patrzysz.- zaśmiał się.
- Jakbyś miał z tym jakiś problem. - przeczesałam nerwowo włosy. - I wracając, nigdy nie przychodzisz do mnie w odwiedziny od tak, więc musisz coś ode mnie chcieć. - spojrzałam na niego.
- Nie znoszę, kiedy masz rację. - mruknął po czym wziął moją rękę i zaczął się nią bawić. - Więc jest pewna sprawa, do której jesteś mi potrzebna.

_______________________________________________________________

Okay więc, wow. Ponad 18 tysięcy wyświetleń! Naprawdę nie wiem jak mam wam za to dziękować! Jesteście wspaniali i cieszę się, że pomimo mojej nie obecności nadal wchodzicie na tego bloga i wbijacie wyświetlenia, jesteście niesamowici. Posiadanie takich czytelników, to cud, naprawdę. Wow. Jeszcze raz dziękuję wam bardzo. 

*irish coffe - kawa z dodatkiem whiskey


   


niedziela, 14 lutego 2016

Rozdział 8

                      Uniosłam wysoko brwi całkowicie zaskoczona słowami, które przed chwilą opuściły usta Aleca. Przyznam, zabolało. I to bardzo.
Nie przejmuj się nim, Clary. - pocieszyła mnie Isabelle łapiąc moją dłoń i uśmiechając się przepraszająco. - Po jakimś czasie mu przyjdzie, zawsze jest taki w stosunku do nowych osób w Insytucie, które pierwszy raz widzi. - westchnęła.
- To nie ty powinnaś przepraszać, Isabelle. - odezwał się Jace z błyskiem w oku, po czym zwrócił się w moją stronę - Alec już taki jest. Jedyną osobą dla której jest miły jestem ja.
                      Przewróciłam oczami. Oczywiście, panie Dupku.
- Ciekawe dlaczego, Jace? - spytała sarkastycznie Isabelle patrząc wyzywająco na brata jednocześnie wkładając swoją srebrną bransoletkę w kształcie wijącego się węża na prawe przedramię.
- Nie wracajmy do tego tematu. Nie dzisiaj. - wyszeptał a jego oczy zrobiły się smutne.
- Okay może po prostu o tym zapomnimy i pójdziemy tam gdzie mamy iść? - zaproponowałam widząc, a raczej czując napiętą atmosferę panującą miedzy rodzeństwem.
- Idealny pomysł. - warknął Jace w moją stronę po czym wyszedł szybkim krokiem z Instytutu trzaskając, tak samo jak Alec, drzwiami.
                      Nigdy w życiu nie widziałam tak zmiennego charakteru jak u Jace’a. Czy to jest w ogóle możliwe? 
- On jest chyba największym bipolarnym człowiekiem na całym świecie. - zauważyłam wzdychając.
- Ma teraz ciężką sytuację. - stwierdziła spoglądając na drzwi, za którymi zniknął Jace. - Oni oboje mają ciężką sytuację. - poprawiła się. 
                      Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć, więc tylko kiwnęłam głową przygryzając wargę. W tym momencie cała pewność mnie z siebie uciekła i już nie chciałam iść na tą imprezę, jednocześnie się bojąc, że coś się stanie, czego nie odkręcę. 
- Alec jest gejem. - wypaliła Isabelle a mnie kompletnie wmurowało w podłogę. 
- C-co? -wyjąkałam zszokowana wiadomością, która opuściła jej usta.
- Mój brat jest gejem i jest zakochany w Jace’ie. - powtórzyła.
- Oh… T-to dlatego tak się.. - nie dokończyłam, ponieważ Izzy przerwała mi biorąc mnie za rękę i wychodząc z Instytutu.
- Tak. Widzi jak Jace na ciebie patrzy i jest zazdrosny. Nie jest w nim zakochany od kilku dni, tylko mogłabym powiedzieć, że od kilku lat. Zawsze jest Jace to, Jace tamto. Wszędzie za nim chodzi i stara się przy nim być w każdej chwili. Alec jest osobą, która naprawdę kocha i stara się aby ktoś to odwzajemnił. Jace wie o uczuciach mojego brata, lecz nie chce o ty rozmawiać ani ze mną już szczególnie z nim. Jak widzisz unika tego tematu i od razu robi się inny, niż był przed rozpoczęciem tematu. Gdyby Jace okazałby się gejem… Alec na niego nie zasługuje. - podsumowała dziewczyna z cichym westchnięciem, na co ścisnęłam jej dłoń.
- Jace to dupek, Alec powinien znaleźć sobie kogoś lepszego.
- Oni są dla siebie dobrzy, Clary. Chodzi o to, że Jace jest… inny. - mruknęła pod nosem i skręciłyśmy z oświetlonej drogi do ciemnego zaułku. Bransoletka dziewczyny lekko połyskiwała w ciemności. 
- Nie mam nic do Aleca. - zapewniłam ją.
- Wiem. - uśmiechnęła się. - Ja też nie, jest moim bratem. Ale Clave ma i rodzice również. Nocny Łowca, który jest homoseksualistą? Przecież to niedorzeczne. - prychnęła. - Liczy się charakter i to kim człowiek jest a nie jego orientacja seksualna, która nie powinna być aż tak krytykowana. 
- Miejmy nadzieję, że kiedyś Clave w końcu… - nie dokończyłam zdania, ponieważ dziewczyna mi przerwała.
- Jesteśmy już. - puściła moją dłoń i popchnęła mosiężną furtkę prowadzącą na podwórko gospodarza imprezy. - Idziesz? - obejrzała się za siebie i chwilę na mnie poczekała za nim do niej nie dołączyłam.
- Fajnie miejsce. Z dala od… wszystkiego. 
- W takich miejscach można być sobą. - powiedziała po czym bez pukania, weszła do dużego domu.
                      Podążyłam za dziewczyną i zamknęłam za sobą drzwi aby zimne powietrze nie przedostało się do środka. 
                      W domu byli dosłownie wszyscy. Począwszy od faerie po czarownikach, wilkołakach, wampirach a skończywszy na Nocnych Łowcach. Mieszanka wszystkich ras w jednym miejscu. I na pierwszy rzut oka nikomu to nie przeszkadzało, lecz pewnie niedługo zacznie się coś dziać, a ja nie chciałabym być w jednym pomieszczeniu z walczącym wilkołakiem i wampirem, ponieważ mogę się tylko domyślać jak ta bójka się skończy. 
- Izzy, jesteś pewna, ze jesteśmy we właściwym miejscu? - spytałam dziewczynę z lekkim szokiem, na co ona tylko się uśmiechnęła, pokiwała głową i zniknęła gdzieś w tłumie faerie. 
                      Westchnęłam lekko zszokowana tym, że zostawiła mnie w śród stworzeń których nie znałam, choć czego mogłam się spodziewać po tej dziewczynie. Przygryzłam zdenerwowana wargę, czując na sobie wzrok kilku par oczu. Jak się okazało były to wampiry, jakżeby inaczej. Obciągnęłam i tak już dosyć obcisłą sukienkę i poprawiłam ramiączko, ponieważ lekko zsunęło mi się z ramienia. Spojrzałam jeszcze raz na tłum mając choć trochę nadziei, że znajdę w nim choćby Jace'a. Oczywiście, że się myliłam. Jego też nigdzie nie było.
- Po prostu świetnie! - warknęłam sama do siebie będąc zdenerwowana, na to, że zgodziłam się tutaj przyjść bo chciałam 'odetchnąć'. Jak na razie czuję się tylko gorzej, bo nie wiem co mam robić i gdzie się podziać. 
                      Odwróciłam się z zamiarem wyjścia i wrócenia do Instytutu, ale wpadłam na coś twardego. Spojrzałam do góry i zobaczyłam złote kocie oczy, przeszywające mnie na wylot. Było w nich coś… Niesamowitego a jednocześnie strasznego i oryginalnego.
- Magnus Bane. - a więc to jest Magnus. - Wysoki Czarnoksiężnik Brooklynu. - przedstawił się, a na jego ustach zawitał lekki uśmiech.
- Clary Morgenstern. Córka Valentine'a. - uniosłam brwi czekając na reakcję mężczyzny na którego przez przypadek wpadłam. 
- Miło poznać jedno z rodzeństwa Morgensternów. Nie powiem, że to codzienność widzieć, któreś z was, bo byłoby to kłamstwo. - jego oczy lekko zabłyszczały.
- Powiedzmy, że mój brat nie jest za bardzo towarzyski jeśli chodzi o wspólne spędzanie czasu z innymi rasami niż Nocni Łowcy. 
                      Magnus tylko przewrócił oczami i pstryknął palcami, a po chwili w jego dłoni pojawiła się szklanka za pewnie z whiskey, wypełnioną do połowy pojemności.
- Porozmawiajmy. - stwierdził i poszedł przed siebie, aby po chwili skręcić do jakiegoś pokoju.
                      Lekko oszołomiona podążyłam za czarnowłosym przepychając się przez tłum podpitych już ludzi. Najgorsze było to, że nie widziałam nigdzie ani Aleca, Isabelle czy Jace'a, który powinien krążyć zapewne gdzieś obok tych wszystkich panienek.
                      Rozsunęłam zasłonę oddzielającą salon od najprawdopodobniej pokoju Magnusa Bane'a i weszłam do środka. Wyobrażałam sobie to pomieszczenie zupełnie inaczej niż czerwone ściany, drewniane czarne łóżko i stare biurko stojące obok okna. To było… Takie niemagnusowate, jak nie w jego stylu, choć poznałam go przed chwilą.
- Usiądź, skarbie. - wykonał ruch wskazujący na fotel, którego wcześniej nie zauważyłam. Przeczesałam włosy i usiadłam. - Więc, co tutaj robisz? 
- Uh, chciałam oddalić swoje wszystkie myśli krążące wokół…- nie skończyłam, ponieważ przerwał mi czarownik.
- Jace'a. - pokiwał głową a ja tylko otworzyłam z zaskoczenia buzię. 
- Skąd wiesz? - spytałam szeptem nerwowo bawiąc się palcami.
- Zgadywałem. - zaśmiał się a na moje policzki wstąpiły rumieńce. 
                      Magnus dopił resztkę alkoholu ze swojej szklanki, którą po chwili odstawił na biurko. Podszedł do dużego okna, które zajmowało całą jedną ścianę i przez kilka minut wpatrywał się w nocne widoki Brooklynu, a ja siedziałam cicho, nie chcąc przerwać mu zapewne rozmyślań. Odezwał się dopiero po upływie dziesięciu minut, które bardzo się dłużyły.
- Kim jest ten chłopak o niebieskich oczach i czarnych włosach? - spytał jak gdyby nigdy nic.
- Alec Lightwood, jeśli mówisz o tej osobie o której myślę. - uśmiechnęłam się.
                      Magnus na to nie odpowiedział tylko pokiwał, znowu, w zamyśleniu głową. 

_________________________________________________________________________



                      Hej, hej. Dodaję ten rozdział właśnie dzisiaj, na koniec lub też początek waszych ferii. No ewentualnie na to aby ktoś po ciężkim tygodniu w szkole choć trochę się uśmiechnął, jeśli lubi czytać mojego bloga. 
                      Wiem, że rozdział nie jest za długi, a wręcz odwrotnie jest krótki. Następnym postem postaram się to naprawić i napiszę rozdział zdecydowanie dłuższy od poprzednich :) Połowę tego rozdziału pisałam dzisiaj w nocy <2/3> więc jeśli będzie coś pomieszane, lub doszukacie się błędów to naprawdę bardzo przepraszam, ale jestem zmęczona i moje oczy już zaczynały się kleić. 
                      Chciałabym wam bardzo podziękować za ponad 15 wyświetleń, nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy jak bardzo jestem dumna z tego, że ktoś chce czytać to co tworzę i na dodatek wam się to podoba i chcecie jeszcze więcej. Gdyby nie wy, nie byłoby mnie teraz tutaj gdzie jestem! Jestem wam naprawdę wdzięczna. Gdybym mogła wytuliłabym każdą osóbkę, która zajrzała na tego bloga. 


poniedziałek, 18 stycznia 2016

Rozdział 7

                      Wiedziałam jedno - Isabelle jest najpiękniejszą kobietą jaką kiedykolwiek miałam okazję poznać.
- Wyglądasz ślicznie. - wymsknęło mi się patrząc wielkimi oczami na dziewczynę, która naprawdę była oszałamiająca.
- Dziękuję. - zaśmiała się i pociągnęła mnie za rękę do szafy, w której były, o dziwo rzeczy, biorąc pod uwagę fakt, całego jej pokoju zawalonego różnymi materiałami. - Chcemy aby twój Jace…
Przerwałam jej czerwieniąc się.
- On nie jest mój. - przygryzłam wargę poprawiając opadający ręcznik.
- Będzie twój. - puściła mi oczko i popchnęła w głąb garderoby, zapalając światło. 
- Ale ja nie chcę! - przeczesałam nerwowo włosy a przed moimi oczami pojawił się Sebastian. Zachłysnęłam się powietrzem. 
- Clary? Wszystko w porządku? - spytała Izzy kładąc swoją dłoń na moim nagim ramieniu.
                      Czy ona go naprawdę nie widziała? Spojrzałam szybko na chłopaka, który stał obok niej cały rozpromieniony trzymając ręce na piersi. 
- Tak, jasne. - uśmiechnęłam się sztucznie. - Idź i mi coś wybierz, a ja może tutaj poczekam?
- Okay. - odwróciła się i weszła w głąb pomieszczenia zostawiając mnie samą ze swoim diabolicznym bratem.
                      Poprawiłam zdenerwowana materiał, który okrywał moje ciało.
- Jak to możliwe, że ona cię nie zobaczyła? - wysyczałam.
- Masz bardzo śliczną przyjaciółkę. - jego oczy zabłyszczały, a po chwili westchnął i odpowiedział mi na pytanie - Czary, kochanie. 
                      Podszedł do mnie i uniósł mój podbródek tak, abym spojrzała mu w zimne oczy.
- Jeśli ją dotkniesz to cię zabiję. - warknęłam.
- Nie było mnie przez 2 godziny, co się stało z moją siostrzyczką, która nigdy się w taki sposób nie zachowywała? - uniósł jedną brew w geście zdziwienia, odwrócił się i usiadł na fotelu, który nie wiadomo skąd tutaj się pojawił. Założył nogę na nogę i oparł podróbek o rękę, spoczywającą na oparciu. - Nawet gdybym chciał z nią coś zrobić to i tak bym nie mógł, bo coś łączy mnie z tobą. A mówiąc „coś” mam na myśli związek. - przygryzał wargę patrząc wyzywająco na mnie. - A tak w ogóle, to ładny strój.
Chciałam mu już coś odpowiedzieć, kiedy usłyszałam dźwięk obcasów uderzających o panele, a po chwili w pokoju zjawiła się Isabelle trzymająca w ręku czarne,skórzane i obcisłe spodnie oraz pod kolor gorset ze zdobieniami z koronki. W drugiej ręce trzymała natomiast kozaki z bardzo wysokim obcasem.
- Ona mnie nie widzi ani nie słyszy, nie martw się księżniczko. - Sebastian odezwał się ze swojego miejsca, poprawiając się na fotelu. 
Postanowiłam go zignorować, wiedząc, że Isabelle zauważyłaby moje inne zachowanie.
- Uhm, Izzy? Nie uważasz, że to - wskazałam na buty - może mnie zabić? - uniosłam brew.
                      Długowłosa zaśmiała się tylko i wręczyła mi rzeczy do rąk.
- Myślę, że dasz sobie w tym radę. Nie w takich chodzę na co dzień. - wskazała na swoje 20 centymetrowe szpilki.
- Ale ja nie jestem tobą, Isabelle. - szepnęłam.
                      Nie byłam nią i nigdy w życiu nie stałabym się jak Isabelle Lightwood. Ona była piękną, odważną, silną kobietą, która łamała każde męskie serce jak za pstryknięciem. We wszystkim wyglądała idealnie, a ja musiałam mierzyć rzeczy po tysiąc razy aby znaleźć jedną która będzie do mnie pasować. Była idealna, a ja byłam zwykła. Westchnęłam.
- Jesteś piękna. -uśmiechnęła się i pocałowała mnie w policzek. - Zostawiam cię tutaj abyś mogła się przebrać, a później przyjdź do mnie i cie umalujemy, okay?
                      Kiwnęłam głową i przytuliłam do siebie ubrania.
Będę w łazience jakbyś mnie szukała. - powiedziała po czym wyszła zamykając za sobą drzwi. 
                      Spojrzałam na Sebastiana i uniosłam brwi. On chyba nie myśli, że będę przebierać się przy nim. Chłopak oderwał wzrok od swoich dłoni i spojrzał na mnie.
- Nie przeszkadzaj sobie. Widziałem cię w każdym wydaniu, więc.. - machnął ręką w moją stronę - ubieraj się.
                      Uniosłam brwi patrząc na niego.
- Nie zgwałcę cię, przecież. - przewrócił oczami. - Chociaż nie wiem czy chęć do stosunku, można nazwać gwałtem. 
- Jonathanie! - wykrzyczałam na co on tylko się wyszczerzył i wzruszył ramionami.
- Ubieraj się już. - powiedział tym razem nieco łagodniej i odwrócił się do mnie plecami. 
                      Odeszłam od niego na kilka kroków i rozwiązałam ręcznik, który opadł bezszelestnie na panele. Założyłam szybko czarną bieliznę, po czym włożyłam z trudem obcisłe spodnie, gorset oraz starając się nie przewrócić zasunęłam zamek kozaków. Czułam się dość nie komfortowo w tak wyzywającym stroju, ale widocznie tak musiało być. Izzy również, z tego co dało się zauważyć, nie posiadała, żadnego innego stroju oprócz tych rzeczy których nosiła, czyli obcisłych i krótkich sukienek, które z całą pewnością mogły uchodzić za tunikę, czy drugą skórę. Zamknęłam oczy i po dłuższej chwili powoli je otworzyłam.
- Możesz już patrzeć. - westchnęłam cicho próbując obciągnąć gorset. 
                      Sebastian nic nie odpowiedział tylko podszedł do mnie, przytulając mnie od tyłu, co robił naprawdę rzadko. Przygryzłam wargę a moje mięśnie napięły się. Chłopak wykonał jakiś ruch dłonią a przed nami pojawiło się duże lustro w złotej ramie z bogatymi zdobieniami. Spojrzałam na swoje odbicie i otworzyłam ze zdziwienia buzię, ponieważ tak ubrana zupełnie nie przypominałam siebie. 
- Jesteś równie piękna, jak Isabelle, Clary. - wyszeptał mi do ucha obejmując jednocześnie mocniej w pasie. - Nawet nie myśl, ze tak nie jest, ponieważ jesteś naprawdę piękna. - pocałował mnie delikatnie w policzek po czym zsunął usta na linię szczęki i szyję, na co przez moje ciało przeszły dreszcze.
                      Odwrócił mnie do siebie i spojrzał w oczy.
- Odwiedzę cię jeszcze dzisiaj. - pocałował mnie i po chwili zniknął wraz ze wszystkimi rzeczami, które pojawiły się w pomieszczeniu podczas jego pobytu. 
                      Nadal lekko oszołomiona jego wizytą oraz ostatnim wypowiedzianym zdaniem wyszłam z garderoby, nie fatygując się już nawet aby zamknąć za sobą drzwi. Nie miałam spuchniętych ani zaczerwienionych ust, więc na szczęście, Izzy niczego nie zauważy i nie będzie zadawać nie potrzebnych pytań na które pewnie odpowiedziałabym dość kiepskim kłamstwem. 
                      Zapukałam do łazienki mając nadzieję, że nadal tam przebywa i nie pomyliłam się, ponieważ po chwili drzwi zostały otworzone przez Nocną Łowczynię.
- Wyglądasz naprawdę super! - uśmiechnęła się cała rozpromieniona i pociągnęła mnie w stronę toaletki, gdzie posadziła gwałtownie na krześle i odwróciła w swoją stronę. - Jace padnie jak cię zobaczy.
- Czy możemy przestać o nim choć na chwilę gadać? Proszę? - wzdrygnęłam się na widok dziewczyny, która przybliżała szczoteczkę od tuszu do mojej twarzy. 
- Przepraszam. - westchnęła i zajęła się moimi rzęsami, które po dłuższej chwili, a mianowicie dwóch minutach, ponieważ z nudy zaczęłam liczyć czas, stały się długie, czarne oraz bardzo gęste, jednym słowem - idealne. Zawsze o takich marzyłam, a Isabelle udało się spełnić to marzenie, choć na jakiś czas.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się i chciałam już wstać, ale dziewczyna mnie powstrzymała pokazując czerwoną szminkę, która była w podobnym odcieniu do tej co miała na ustach. - Długo jeszcze będziesz mnie tak męczyć? - zaśmiałam się zakładając nogę na nogę, aby było mi wygodniej siedzieć.
- Nie, ta szminka to będzie ostatnie etap. 
                      Pięć minut później byłam już całkowicie gotowa i stałam przed lustrem razem z Isabelle przeglądając się ostatni raz przed wyjściem na imprezę, na której powinniśmy zjawić się za jakieś czterdzieści minut, ale widocznie dziewczynie się nie śpieszyło. Pewnie wyznaje zasadę im później, tym ważniejszą jesteś osobą. 
- Gotowa? - spytała poprawiając już i tak idealnie ułożone kruczoczarne włosy.
                      Pokiwałam głową i wyszłam z pokoju. Zaczekałam, aż Izzy do mnie dołączy po czym razem zeszłyśmy na dół do salonu aby spotkać się z resztą i razem wyjść. 
                      Kilkanaście minut później dołączył do nas Jace razem z Aleckiem idącym za nim niczym cień. Ten ostatni miał podkrążone oczy, jakby nie spał przez całą noc, oraz cztery razy więcej run na ciele niż Jace i Isabelle razem wzięci. 
- Możemy już iść czy jeszcze macie zamiar coś robić? - spytała dziewczyna opierając prawą rękę na swoim biodrze i patrząc przenikliwym spojrzeniem na dwójkę Parabatai. 
                      Jace uniósł wzrok, dając spokój już podłodze i chcąc spojrzeć na swoją siostrę, przesunął wzrokiem po całym moim ciele, a ja poczułam jak moje policzki robią się czerwone. Jak ja nienawidziłam tego uczucia! Widocznie chciał coś powiedzieć, lecz tylko otwierał usta i je zamykał jak ryba, potrzebująca tlenu. Przez chwilę nikt się nie odzywał, Isabelle jedyna się uśmiechała całkowicie zadowolona ze swojego efektu oraz tego, że udało się jej uciszyć Jace’a choć na jakiś czas. Kilka sekund później odezwał się ciemnowłosy.
- A jej numer telefonu wisi na ścianie w kiblu. - warknął Alec i potrącając mnie i Jace’a wyszedł z Instytutu trzaskając potężnymi drzwiami.
____________________________________________________________________________________________________________________________

                      Przepraszam za tak cholernie długą nieobecność na tym blogu. Chciałabym Wam to jakoś wynagrodzić, może kolejnym rozdziałem jeszcze w tym tygodniu? Co wy na to? :) Możecie być również ze mnie dumni, ponieważ napisałam ten rozdział w jakieś 3-4 godziny wraz z przerwami (stoczyłam wtedy wielką bitwę z kotem o gumkę do włosów, poogarniałam gładzik na laptopie i zmieniłam tapetę, hah). Nie wiem czy to przez playlistę którą sobie stworzyłam (JB,1D,5SOS itd.), czy też przez brak internetu, bo nie korcił mnie Facebook, Instagram, Twitter czy Ask.fm i pisało mi się szybciej, czy też przez was moi czytelnicy, że należy wam sie w końcu nowy, lepszy, od poprzedniego, rozdział, który <mam nadzieję> przypadnie wam do gustu i będziecie chętnie go komentować i czekać na ciąg dalszu jednocześnie zadając sobie pytanie - co się będzie dalej działo? Czy Clary i Sebastian sie spotkają? A jeśli tak to jak to będzie wyglądać? I na to każde pytanie dowiecie się w każdym następnym rozdziale, który mam nadzieję, również się wam spodoba i będziecie je mile czytać.
                      Biorąc pod uwagę fakt, iż były już Święta, Sylwester oraz Nowy Rok chciałabym wam złożyć lekko spóźnione życzenia : spełnienia najskrytszych marzeń, szczęścia, ponieważ chcąc czy nie chcąc jest ono ważne, żeby nikola dodawała częściej rozdziały a nie raz na 6563292915634 lat. Aby ten rok 2016 okazał się lepszy od tych poprzednich. I cóż… Miłości! Oh, podostawajcie się jeszcze do wymarzonych szkół! 
                      Kocham Was i dziękuję, za każde pojedyncze wyświetlenie na moim blogu. Naprawdę również nie wiem jak mam wam dziękować, za tak duży licznik, za tak dużo komentarzy, oraz o tym, że nie zapomnieliście o mnie oraz moim blogu i codziennie go odwiedzacie w celu sprawdzenia czy nie ma czasem nowego rozdziału. Pomimo tego, że nie jestem jakaś idealna w pisaniu opowiadań i takich tam rzeczy, dziękuję wam za wsparcie i za to, że mam dla kogoś pisać, ponieważ lubicie historię, która się tutaj właśnie tworzy.
                      Będę wam nawet dziękować i miliard razy, ale i tak nie spłacę długu za to co dla mnie robicie. Jesteście naprawdę kochani i dziękuję za to, że was mam! 
                      Chciałabym również wpleść jakąś nową postać, która zupełnie nie pojawiła się w książkach, ale jak na ten moment nie mam żadnego pomysłu. A wy co o tym sądzicie? Odpowiedzcie w komentarzach, okay? :) 
                      Jeszcze z racji tego, że jest 2016 rok i jak wiadomo wielka oczekiwana chwila na serial… Jak go oceniacie? Wolicie starą<filmową> osadę czy może tak samo jak ja nową<serialową>? Jedyne co bym zmieniła to Magnusa, ponieważ Godfrey był idealny do roli tego czarownika! 
                      O jezu, hah. Już się za dużo rozpisałam, a miała być to krótka notatka. No cóż nie zawsze idzie tak jak się chce, ale mam nadzieję, że długość tego rozdziału Was zadowoli (choć pisząc go nie mam pojęcia ile zajmie miejsca, ponieważ tworzony był w notatkach) a co do długości notatki… Przeczytacie chociaż jakieś tam moje słabe życzenia. I jeszcze - rozdział nie był sprawdzany, więc za błędy ortograficzne, literówki czy błędy w znakach interpunkcyjnych czy co tam jeszcze znajdziecie bardzo przepraszam! 
                      Kocham Was i dziękuję, za każdą poświęconą sekundę! xx




piątek, 18 września 2015

Rozdział 6

- Sebastianie… - zaczęłam, ale w ogóle nie wiedziałam co mogę powiedzieć, po tym co zobaczyłam. Po tym co mogło się stać, gdyby nie to, że powiedziałam Valentine'owi, o…
- Potrafię przekazać Ci to co mogło się stać, gdybyś trzymała język za zębami. - powiedział z wyraźnym wyrzutem. - Potrafiłbym Ci pokazać wszystko co się mogło stać, ale jednym twoim gestem się to zmieniło. - spojrzał na mnie i zrobił krok do tyłu, a po chwili nie było nikogo w pomieszczeniu oprócz mnie.
                      Przez kilka minut stałam w bezruchu. Wszystkie informacje bardzo powoli docierały do mojego mózgu. Sebastian? Jakaś nadprzyrodzona moc? Wyznanie długo wstrzymywanego uczucia? Niemożliwe.
                      Pokręciłam z niedowierzaniem głową i osunęłam się na podłogę, lądując na niej na klęczkach. Po moich policzkach popłynęły łzy, choć dobrze wiedziałam, że nie powinnam już płakać!  Potrafiłam zepsuć wszystko. W tym momencie potrzebowałam czegoś co mogłoby chociaż na chwilę uśmierzyć mój wewnętrzny ból spowodowany tym wszystkim. Pomimo, że za bardzo się nie znałyśmy, wiedziałam do kogo mogłam pójść w razie potrzeby. Isabelle.
                      Podniosłam się z kolan, wzięłam kilka głębokich oddechów, otarłam ślady łez z policzków oraz z oczu i zmierzyłam w stronę sypialni ciemnowłosej. Całą drogę do jej pokoju przemierzyłam w niecałe dwie minuty, gubiąc się przy tym jakieś trzy razy, lecz to mnie nie powstrzymało. W końcu dotarłam pod jej drzwi i zapukałam głośno, aby mogła mnie usłyszeć przez dochodzącą z jej pokoju głośną muzykę. Doskonale znałam tą piosenkę! Adam Lambert - Whataya Want Feom Me. Uśmiechnęłam się pod nosem i weszłam do jej pokoju, ponieważ nie usłyszała mojego pukania.
                     Isabelle stała pośrodku pokoju a wokół niej była pokaźnych rozmiarów góra czarnych, krótkich, obcisłych i skórzanych ubrań. Widocznie musiała usłyszeć trzaskanie drzwi, kiedy je niechcący wypuściłam, bo wzrok dziewczyny powędrował w moją stronę. Zmierzyła mnie wzorkiem i nawet nie rozmawiając ze mną za często wiedziała, że coś ze mną jest nie tak. Podeszła do wieży skąd wypływała muzyka i wyłączyła ją całkowicie.
- Co się stało, Clary? - spytała wskazując ręką łóżko, abym mogła usiąść.
                     Westchnęłam nie wiedząc dokładniej co mogłabym jej powiedzieć, aby nie zdradzać swojego hm.. kazirodczego związku, Jace'a i wszystkiego innego co stało się w ostatnim czasie.
- Nic szczególnego. - wzruszyłam ramionami i utkwiłam zielone oczy w różowej ścianie na przeciwko mnie.
- Nie wierzę ci, ale chciałabym się dowiedzieć po co w takim razie tutaj jesteś. - powiedziała biorąc do ręki naprawdę krótką czarną sukienkę, wykonaną całkowicie z koronki. Westchnęła i odrzuciła ją na inny stos, który rósł obok jej biurka zawalonego kosmetykami.
- Potrzebuję czegoś na uśmierzenie wewnętrznego bólu. - oznajmiłam zgodnie z prawdą i jednocześnie mając nadzieję, że nie będzie zadawać zbędnych pytań.
                    Co jak co, ale Isabelle znała się na złamanych sercach. I pewnie doskonale wiedziała co zrobić aby nic nie czuć. 
- Trzeba było mówić tak od razu. - mruknęła a na jej ustach pojawił się diabelski uśmieszek, który trochę mnie przeraził. - Dzisiaj wybieramy się na imprezę organizowaną przez jakiegoś znajomego Jace'a. Nie do wiary, że on ma jakieś życie poza Instytutem. - przewróciła oczami.
- Impreza? Kto idzie? 
- Ja, Jace, Alec. -
- Daleko?
- Jakieś pół godziny piechotą.
- Pomożesz mi się przygotować?
                   Raz kozie śmierć!
                    Isabelle spojrzała na mnie z zaskoczeniem malującym się na jej twarzy. Uśmiechnęłam się tylko i wzruszyłam ramionami, jakby to było normalne, że chodzę na imprezy.
- Okay. - powiedziała podejrzanie, a jej oczy zabłyszczały. 
- Kiedy wychodzimy? - spytałam patrząc na zegar wiszący na ścianie. Wskazywał on godzinę siedemnastą.
- Około dwudziestej. Powinniśmy tam być przed dwudziestą pierwszą, więc spokojnie się wyrobimy. - podeszła do biurka, odsunęła od niego krzesło zawalone rzeczami, które natychmiast rzuciła na panele i kazała mi na nim usiąść.
                    Podniosłam rękę chcąc coś powiedzieć.
- Mów.
- Ty się najpierw przygotuj, co?
- Jak chcesz, ale teraz masz iść się umyć, bo czuć od ciebie potem. - ruszyła w kierunku drzwi do łazienki i otworzyła je zapraszając mnie do środka.
- Jasne. - przewróciłam oczami wstając i podążając w stronę pomieszczenia.
- Jeśli chcesz się dobrze bawić i poderwać chłopaka to musisz być świeża i pachnąca! - wykrzyczała zamykając za mną drzwi.
                    To co zobaczyłam w jej łazience oszołomiło mnie całkowicie. Gdzie się nie obejrzałam były odżywki, szampony, lakiery do włosów i cała reszta babskich spraw. Stanęłam na środku zastanawiając się, który mam wybrać szampon do swoich włosów oraz ciała.
                    Już miałam wyjść, kiedy do moich uszu dotarł głos Isabelle.
- Płyn do twoich rudych i kręconych włosów znajduje się w czarno złotej tubce na oknie, a do umycia się w różowej z napisem "Sweet"!
                    Namierzyłam płyny i sięgnęłam po nie.
- A odżywka biała tubka z czarnymi wzorkami.
- Dziękuję! - krzyknęłam w jej stronę, aby mogła mnie usłyszeć.
                    Odkręciłam gorącą oraz zimną wodę. Przez czas, który czekałam, aż wanna się zapełni, zaczęłam rozczesywać swoje bujne loki.
                    Stanęłam przed lustrem i spojrzałam na swoje odbicie. Nie wyglądałam już tak jak wcześniej. Teraz byłam bledsza i w oczach miałam ukrywający się strach oraz kazirodczą miłość. Westchnęłam i gwałtownie pokręciłam głowa aby wymazać tą myśl z głowy.
                    Podeszłam do wanny, zakręciłam kurki od wody, rozebrałam się i weszłam do wody. Moje ciało przeszedł dreszcz spowodowany ciepłem. Po chwili przyzwyczaiłam się do temperatury panującej w wodzie i mogłam się cała w niej zanurzyć. Sięgnęłam po płyn do kąpieli - jak się okazało o zapachu gumy balonowej - i wylałam na gąbkę, którą znalazłam za sobą. Pomieszczenie wypełnił zapach owego płynu.
Skąd ona bierze takie płyny?, spytałam sama siebie w myślach.
                    Jakieś dziesięć minut spędziłam myjąc się a następne myjąc włosy. Suszenie zajęło mi dwa razy tyle, ale i tak były one wilgotne. W końcu wyszłam z łazienki owinięta puchatym ręcznikiem, który znalazłam na półce.
                    Spojrzałam na Isabelle robiącą właśnie sobie makijaż. Miała na sobie koronkową czarną sukienkę przed uda, a na nogach wysokie kozaki, które były pod kolor sukienki. Zaledwie kilka razy widziałam tak ubraną Isabelle, ale nadal nie mogłam się do tego przyzwyczaić.
- Daj mi jeszcze dziesięć minut, Clary. - powiedziała otwierając tusz do rzęs.
                    Więc czekałam. W każdym momencie przyglądałam się dziewczynie oraz temu jak potrafi dobrać do siebie makijaż oraz strój.                  


_____________________________________________________________________________


Tak, tak, tak! Ja wiem, wiem. Duh, miał być wcześniej, ale wakacje i od 1 września szkoła. Torturują tam nas XD umieram. I tak, zdaję sobie sprawę z tego, że jest krótki, ale kompletnie opuściła mnie wena, aby jak na ten moment pisać przygody Clary, Sebastiana oraz Jace'a. Naprawde mam nadzieję, że mi wybaczycie, biorąc jeszcze pod uwagę fakt, iż jestem w 3 gimnazjum i będe pisała testy. Kocham Was :)
A tymczasem zapraszawam was na fanfiction do którego mam wenę :)
Spodoba się? Coś jest w nim źle? Komentujcie, chciałabym poznać Waszą opinię, kochani! <3

https://www.wattpad.com/story/49876685

''Ktoś się pojawia. Mówi, że cię kocha. Z dnia na dzień nagle rujnuje ci życie i robi tak przez dłuższy czas.''


czwartek, 4 czerwca 2015

Rozdział 5

                      ,,Ale pamiętaj, że ja cie nadal kocham. Na swój własny sposób cie kocham. " - jego głos odbijal się echem w moim myslach, nie pozwalając zaznać spokoju. Co to miało znaczyć? Co miał na myśli wypowiadając te słowa? Nie wiem co oznacza miłość w jego ustach, ponieważ tak naprawdę nigdy jej nie zaznalam na dłuższy okres.
                      Usiadłam na łóżku. W tym samym miejscu co Sebastian. Oparlam głowę o kolumnę i zamknęła oczy. Pod powiekami nagle pojawił się obraz usmiechnietego Jace'a. Kilka sekund później zamienił się na Sebastiana... Sebastiana w moim łóżku, z rana. Ręce miał założone pod głową i patrzył prosto na mnie.
                      Wypuściłam cicho powietrze z płuc i otworzyłam powieki. Nie mogłam dłużej znosić widoku Sebastiana, nawet na krótkie chwile. Nie mogę już dłużej płakać. Zdecydowanie za dużo już się naplakalam przez te dni. Wzielam głęboki oddech i spróbowałam się uspokoić. Postanowiłam jaki będę miała stosunek do tych wszystkich spraw, nie będę już dziewczynka, która nie daje sobie rady z niczym, ciągle płacze, jest rozdarta pomiędzy dwoma chłopcami. Dobrym a złym. To jest gra, której nigdy nie można wygrać. Wybór należy do mnie. Wybrać dobrego, albo złego chłopca. Wybrać dobro albo zlo.
                      Podniosłam się gwałtownie z łóżka. Wiem co teraz zrobię. Podeszłam do szafy zrzucajac po drodze z siebie ubrania. Stanęłam przed meblem w samej bieliźnie i otworzyłam drzwi. Wyjęłam czarne skórzane i obcisłe spodnie oraz fioletową koszulkę na ramiączkach. Związałam włosy w niedbałego kucyka. Ze stolika nocnego wzięłam dwa nożem a z  dołu szafy serafickie ostrze. Jestem Nocnym Łowcą a nie lalką Barbie, którą można traktować jak zwykłą zabawkę.

^^^^
                      Zamknęłam z trzaskiem drzwi do sali treningowej. Nic mnie nie obchodziło czy ktoś mnie znajdzie czy nie. Rozejrzałam się wokół pomieszczenia w którym się znalazłam. Było puste. Nie było żadnego Łowcy. Tak jak chciałam. 
- Mam tego wszystkiego dość. - warknęłam i rzuciłam nożem w stronę tarczy. Ostrze trafiło w sam środek. Zrobiłam tak kilka razy, aż wszystkie tarcze w pokoju były z nożami po środku. Rzuciłam Serafickie Ostrze na podłogę,obok siebie i postanowiłam przebiec się przez tor z przeszkodami. Pierwszy etap był łatwy ; kilka płotków, liny, ostrza, które wystrzeliwały w twoje ciało oraz ogień. Czułam zmęczenie już przy samym końcu, ale się nie poddałam. Tor miał około kilometra długości. Po plecach zaczął spływać mi pot. Nie pozwolę sobie na przerwę. Nie jestem słaba! Zaczęłam już drugi etap, kiedy usłyszałam szybkie kroki w moją stronę. Jace. Biegł. 
- Clary co Ci... Co Ci się stało? - spytał spychając mnie z toru i zaprowadzając pod ścianę. 
- Puść mnie! - krzyknęłam na niego, ale nie wziął dłoni z moich ramion.
                      Herondale mną potrząsnął i przyszpilił do ściany, tak, że czułam jak mój kręgosłup przeszywa dreszcz.
- Uspokój się! Wysiłek fizyczny nic Ci nie da! - tym razem to on spróbował przejąć kontrolę. Jednak mu to nie wyjdzie na dobre. 
- Przeszkadza Ci? Przeszkadza Ci to, że chcę się wyżyć? Myślisz, że jestem słabą, rozpuszczoną dziewczynką, która nic nie robi, tylko siedzi w swoim pokoju i płacze z powodu jakiś dupków?!
- Nic takiego nie powiedziałem. - syknął przez zaciśnięte zęby. 
- Ale zasugerowałeś! - warknęłam. - Puść mnie idioto. - rozkazałam cicho.
- Nie.
                      Spróbowałam mu się wyrwać, ale na chwilę dałam a wygraną. 
- Czego chcesz? Masz minutę, możesz odpowiedzieć.
                      Jego oczy rozbłysły a ja sobie nagle przypomniałam jak mnie pocałował. Nie możesz o tym teraz myśleć! 
- Czas leci. Dobrze o tym wiesz. Więc co ode mnie chcesz, że przerywasz mi trening i skąd w ogóle wiesz, że ja tutaj jestem?!
- Nie próbuj być kimś innym Clary. - szepnął, puścił mnie i wyszedł z sali trzaskając drzwiami. A może to było tylko echo?
                      On mnie będzie pouczać? I co to w ogóle miało znaczyć? Jace pozjadał wszystkie mądrości? Zaśmiałam się gorzko.
- Pieprz się. - powiedziałam, choć i tak wiedziałam, że on tego nie usłyszy.
- Uważaj na język, siostro. - w pomieszczeniu rozległ się nowy i głęboki głos. Odwróciłam się w stronę z której dochodził i zobaczyłam lekki zarys czarnej postaci, która powoli zmierzała w moim kierunku. Sebastian. Wolnymi krokami wyłaniał się z ciemności, która go otaczała i przez którą nie wiedziałam, że siedzi gdzieś w pobliżu. Oczy Morgensterna strzelały oślepiającymi błyskami, które mogły oznaczać tylko jedno - był naprawdę zły i wściekły. - W twoim wieku nie wypada tak się odzywać do kogokolwiek. 
                      Przewróciłam oczami, które chwilę później utkwiłam w jego twarzy z zarysowanymi kościami policzkowymi. Usta miał rozchylone, ale jego oddech był spokojny.
- Myślałam, że już nie wrócisz. - powiedziałam gdyby nigdy nic i poszłam wyjąc noże z tarczy. Przechodząc obok chłopaka lekko się o niego otarłam. Nagle poczułam silny ucisk dłoni na moim nadgarstku. Nawet nie próbowałam wyrwać swojej dłoni z jego chwytu, ponieważ wiedziałam, że i tak tego nie zdołałabym zrobić.Nachylił się do mojej twarzy i poczułam jego oddech na moim policzku oraz uchu.
- Dobrze wiesz, że ja zawsze wracam. - wyszeptał dotykając zimnymi ustami policzka. - Nigdy bym Cię nie zostawił, a szczególnie, kiedy w pobliżu kręci się Jace. - dodał z naciskiem na imię sarkastycznego blondyna. 
- Puścisz mnie? - spytałam cicho wzdychając i przygryzając lekko wargę.
- A po co? - odpowiedział pytaniem cicho parskając śmiechem.
- Sebastianie, to naprawdę boli. - potrząsnęłam ręką, a na jego ustach pojawił się zarys uśmiechu. - Daj już z tym spokój, puść mnie. Przecież nigdzie Ci nie ucieknę.
- Ja Ci nie ufam, więc skąd mogę wiedzieć, że gdzieś nie uciekniesz lub nie zawołasz pomocy?
                      Otwierałam już usta, aby odpowiedzieć na jego pytanie, lecz coś kazało mi siedzieć cicho jak mysz pod miotłą.
- Clarisso, poznałem Cię od KAŻDEJ strony i doskonale wiem co byś zrobiła w momencie w którym bym Cię puścił. - rozluźnił uścisk, lecz zsunął swoją dłoń na moją i złączył je razem, całując wierzch mojej ręki. - Kiedyś było nam razem tak dobrze - mówił i jednocześnie zataczał na mojej skórze okręgi. Było to cudowne uczucie, lecz wiedziałam, ze pochodzi od Sebastiana, więc próbowałam za każdym razem mu się nie poddawać, co przychodziło mi naprawdę z dużym trudem. - Te wszystkie radosne chwile spędzane razem, przeciwstawianie się ojcu, ukrywanie się przed rodzicami? Dlaczego nie mogło tak pozostać, lub chociaż w jakimś najmniejszym kawałeczku? Wszystko się zepsuło. Powiesz mi dlaczego?
- A ty powiesz mi dlaczego tak nagle zebrało ci się na przywoływanie przeszłości, która podobno jest niczym? - przerwałam mu szybko, przez co ścisnął moją dłoń mocniej. Syknęłam z bólu.
- Powiesz mi dlaczego? - zapytał z pogardą w głosie.
- Ponieważ jesteśmy z pieprzonej rodziny, która utrzymuje pieprzoną dyscyplinę!?
- Ponieważ ktoś musiał coś o nas napomknąć na rodzinnej kolacji. ' Przytulaliśmy się', Clarisso proszę. Naprawdę nie mogłaś w tamtym momencie trzymać języka za zębami? - zmierzył mnie lodowatym spojrzeniem. 
- Teraz całą winę zrzucasz na mnie?! - krzyknęłam bliska płaczu.
- Raczej nie na siebie, to nie ja nas wydałem. To nie ja to powiedziałem. 
- Tak? A gdybym tego nie powiedziała to nie byłoby tej całej sytuacji w parku oraz Instytucie!
- Skąd możesz o tym wiedzieć? - zniżył ton głosu. - Może chciałem Ci wyznać miłość tuż po kolacji, ale ty wszystko zrujnowałaś!
- Na pewno tak nie miało być! - krzyknęłam i poczułam jak po moim policzku spływa osamotniona łza. 
- Skąd możesz o tym wiedzieć?! - zacisnął usta i spojrzał mi prosto w oczy. Chciałam odwrócić wzrok, lecz jakaś siła nie pozwalała mi na uczynienie tego. Jego wolna ręka powędrowała do mojej wolnej ręki i ją złapała, a jego oczy zaczęły bardziej błyszczeć.
                      Coś zamknęło mi oczy a pod powiekami zamiast czarnej pustki, przepływały emocje i różne chwile, których nie znałam i które nigdy nie ujrzały światła dziennego. Kilka sekund później mogłam obejrzeć coś co na zawsze mogłoby zmienić nasze życie. A szczególnie moje.
- Valentine ma do Was pewną sprawę, jaką jest.. - zaczęła Jocelyn, ale jej mąż gwałtownie przerwał jej wypowiedź.
- Spóźniliście się, to jest pierwsza rzecz. Dlaczego? Druga sprawa, musimy porozmawiać. I to poważnie. Ale zacznijmy od wytłumaczenia pierwszej rzeczy. Więc dlaczego?
                      Nerwowo zmieniłam miejsce na krześle, mając nadzieję,że rodzice tego nie zauważyli. Kątem oka zobaczyłam strach w oczach Sebastiana, który zniknął tak szybko jak się pojawił, ponieważ Valentine zwrócił szczególną uwagę na niego.
- Nie będę kłamać - zaczęłam patrząc w oczu obojgu rodzicom. - nie mogłam znaleźć sukienki. Przepraszam. - spuściłam ze skruchą głowę, chociaż w środku mnie aż się gotowało, żeby im wszystko powiedzieć i wygarnąć.
- Następnym razem poszukaj jej rano lub wieczorem poprzedniego dnia. - poprosiła Jocelyn patrząc na mnie tym swoim 'matczynym' wzrokiem.
- Sukienka nie wyjaśnia spóźnienia naszego syna, Jocelyn. - Morgenstern upił łyk czegoś czerwonego po czym odstawił kielich z powrotem na ciężki stół.
- Czekałem na Clarisse, aby zejść razem z nią. - powiedział patrząc odważnie w oczy ojca. Kątem oka ujrzałam jak zaciska dłonie w pięści pod stołem. Również nie mógł wytrzymać tego wszystkiego.
- Sebastianie... - powiedziała Jocelyn, lecz jej mąż gestem dłoni ją uciszył.
- Nie mogłeś przyjść sam? - spytał podejrzliwie Valentine.
- Nie, ponieważ sam kiedyś powiedziałeś, że powinien pojawiać się na rodzinnej kolacji, wraz ze swoją siostrą.
                      I w tym o to momencie Valentine Morgenstern został złamany przez swojego własnego syna. W oczach ojca buchnęła złość oraz jednocześnie podziw, że jego własny syn pamięta te słowa, które wypowiedział kilka lat temu, przy pierwszej kolacji, która była uroczysta. Spojrzałam na Sebastiana a jego twarz wykrzywił grymas,który miał chyba oznaczać uśmiech pomieszany ze śmiechem.
- Zacznijmy kolację. - powiedział ojciec, aby jak najszybciej zmienić temat z jego upokorzenia. 
                      Po tym jak wypowiedział te słowa do jadalni weszli kelnerzy z talerzami oraz tacami pełnymi jedzenia. Poustawiali wszystko na stole, po czym Valentine dał sygnał ręką, aby wyszli z pokoju.
                      Spojrzałam na talerz. Dzisiaj wyjątkowo na kolację była kaczka w sosie pomarańczowym. Usłyszałam prychnięcie Sebastiana i chciałam go kopnąć pod stołem, lecz się powstrzymałam. Zauważyłam tylko karcący wzrok Jocelyn, ale Valentine nie zwracał na nas żadnej uwagi.

^^^^

                      Po skończonej kolacji wróciłam szybko do swojego pokoju, zamknęłam drzwi na klucz zdjęłam sukienkę i rzuciłam ją w kąt mojego pokoju. Westchnęłam idąc w stronę łazienki. Chciałam wziąć długi gorący prysznic i pójść spać. Cała ta kolacja według mnie była całkowicie nie potrzebna, ponieważ i tak nie jesteśmy i nigdy nie będziemy idealną rodziną. 
                      Weszłam do łazienki. Pierwsze co zrobiłam to spuściłam wodę, aby ta się nagrzała. Podeszłam do umywalki nad którą było zawieszone średniej wielkości lustro w ciemnej ramie. Zmyłam szybko makijaż, którego było naprawdę niewiele, umyłam zęby i zdjęłam bieliznę. Szybko wskoczyłam pod prysznic i czując pierwsze gorące krople wody na swoim ciele odprężyłam się. Zamknęłam oczy i pozwoliłam spływać strumieniom po mojej szyi, ramionach, plecach, biodrach i nogach. Stałam tak przez kilka minut dopóki nie rozległo się natarczywe pukanie do drzwi.
- Już idę! - krzyknęłam zakręcając wodę i owijając się puszystym, czarnym ręcznikiem. Podbiegłam do drzwi wejściowych, przekręciłam klucz i nacisnęłam klamkę, aby wpuścić mojego brata do środka. - Sebastian! - pisnęłam. - Czemu zawdzięczam twoją wizytę? - uśmiechnęłam się do niego spod mokrych pasm rudych włosów opadających mi na oczy i policzki. 
                      Czarnooki zamknął za sobą drzwi. Zdążył się przebrać i wykąpać, ponieważ czuć było od niego lawendę. Kiedy się odwrócił i zobaczył mnie w ręczniku i całą mokrą zażartował:
- To chyba nie był najlepszy moment na wizytę jaką ci złożyłem?
- Prawda, ale i tak już miałam wychodzić. - powiedziałam cofając się w stronę łazienki. 
- Nie spiesz się. Poczekam. Idź się wykąp. - powiedział uśmiechając się lekko w moją stronę. 
- Zaraz przyjdę. - obiecałam i wślizgnęłam się do zaparowanego pomieszczenia.
                      Przylgnęłam do drzwi i powoli brałam oddechy. Moje serce tłukło mi w piersi, a policzki były całkowicie zarumienione. Dlaczego on tak na mnie działa? To mój brat, nic takiego pomiędzy nami nie powinno mieć miejsca!
- Uspokój się, Clary. - powiedziałam do siebie zdejmując ręcznik. Weszłam pod prysznic i na nowo spuściłam wodę. Przez pierwsze kilka sekund leciała sama lodowata, ale jednak taka ochłoda mi się przydała. Lodowate krople wody ochłodziły moje ciało, co bardzo pomogło mi w myśleniu. Sięgnęłam po płyn do kąpieli i wycisnęłam go sobie na dłoń rozsmarowując go na ramionach i szyi. Oczy miałam zamknięte jak zawsze podczas brania kąpieli, ponieważ wtedy mogłam myśleć o całkowicie innych sprawach, a dodatkowo szum wody, który odbijał się od kabin, mnie uspokajał. 
                      Po pewnym czasie straciłam poczucie czasu, lecz nadal siedziałam pod wodą. Otworzyłam gwałtownie oczy czując czyjeś ręce na moich plecach przesuwające się w dół na biodra. Krzyknęłam, lecz do moich uszu dotarł męski dobrze znany mi głos.
- To tylko ja, Clary. - wyszeptał Sebastian przytulając mnie do siebie. 
                      Stałam całkowicie sparaliżowana, ponieważ kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić w sytuacji w której się właśnie znalazłam. Jestem całkowicie zaskoczona jednak jakaś cząstka mnie jest zadowolona z tego momentu. 
- Sebastianie. - powiedziałam. Było to pierwsze słowo czy imię, które przyszło mi na myśl i nie wiele myśląc wypowiedziałam je. 
                      Chłopak złączył swoje dłonie razem z moimi i zaczął mówić:
- Chciałem Ci już powiedzieć to wcześniej, ale stwierdziłem, że się powstrzymam i poczekam do momentu który wyda mi się najodpowiedniejszy. I właśnie dzisiaj, w tej chwili on nadszedł. Clarisso, jesteś moją siostrą, lecz wiedz, że bardzo mnie uszczęśliwiasz. Jesteś tą osobą dla której jeszcze stąd nie uciekłem, ponieważ zawsze chcę Cię mieć przy sobie. W każdej sytuacji. Moje życie nie byłoby dobre gdyby nie ty. Może nie powinienem tego mówić, ale powiem. Kocham Cię, Clary. Kocham cie od naprawdę bardzo długiego czasu. Nie kocham cię jak brat siostrę, lecz kocham cię jak chłopak kocha swoją dziewczynę. I chciałbym abyś zgodziła się ze mną być.
                      Zatkało mnie. Jego ręce mnie obejmowały, czułam jego oddech na policzku. W moich oczach pojawiły się łzy. Odwróciłam się do Sebastiana i mocno się do niego przytuliłam.
- Też cię kocham. - wyszeptałam czując jego usta w kąciku moich warg. 
                      Gwałtownie otworzyłam oczy i znów znalazłam się w sali treningowej obok Sebastiana.

_______________________________________________________________________________

I to jest oto ten wielki moment, który powinniście zapisać w kalendarzu, ponieważ Nikola w końcu dodała rozdział! *oklaski, wiwaty, gwizdy, krzyki* Bardzo, ale to bardzo przepraszam Was - moi kochani czytelnicy - za tak długi okres nieobecności. Pewnie zadajecie sobie miliard pytań typu - Dlaczego tak długo nie było żadnego postu? Nie chce ci się dodawać? Nie masz pomysłów, jak to kontynuować? - Nie było mnie ponieważ od grudnia miałam naprawdę ciężki okres, przez to co się działo w moim młodym życiu. Przez dłuższy czas żyłam w strachu, bałam się o życie swoje i mamy. Bardzo przeżywałam pewną śmierć. Na szczęście wszystko się skończyło i jest teraz dobrze. Naprawdę mam nadzieję, że Was nie zawiodłam i nadal o mnie pamiętacie, ale na to co się stało nie miałam żadnego wpływu. Przepraszam. Jak również sam brak internetu mnie całkowicie udupił, ale to jest już naprawione :D Teraz będę dodawała posty co... Ej, szczerze to nie wiem co ile, ponieważ nie wiem jak duży zasięg weny mam w swoim mózgu oraz w psychice! xd Mam nadzieję, że rozdział się spodobał, proszę o opinie, o komentarze oraz jeszcze raz bardzo Was przepraszam. :(