piątek, 18 września 2015

Rozdział 6

- Sebastianie… - zaczęłam, ale w ogóle nie wiedziałam co mogę powiedzieć, po tym co zobaczyłam. Po tym co mogło się stać, gdyby nie to, że powiedziałam Valentine'owi, o…
- Potrafię przekazać Ci to co mogło się stać, gdybyś trzymała język za zębami. - powiedział z wyraźnym wyrzutem. - Potrafiłbym Ci pokazać wszystko co się mogło stać, ale jednym twoim gestem się to zmieniło. - spojrzał na mnie i zrobił krok do tyłu, a po chwili nie było nikogo w pomieszczeniu oprócz mnie.
                      Przez kilka minut stałam w bezruchu. Wszystkie informacje bardzo powoli docierały do mojego mózgu. Sebastian? Jakaś nadprzyrodzona moc? Wyznanie długo wstrzymywanego uczucia? Niemożliwe.
                      Pokręciłam z niedowierzaniem głową i osunęłam się na podłogę, lądując na niej na klęczkach. Po moich policzkach popłynęły łzy, choć dobrze wiedziałam, że nie powinnam już płakać!  Potrafiłam zepsuć wszystko. W tym momencie potrzebowałam czegoś co mogłoby chociaż na chwilę uśmierzyć mój wewnętrzny ból spowodowany tym wszystkim. Pomimo, że za bardzo się nie znałyśmy, wiedziałam do kogo mogłam pójść w razie potrzeby. Isabelle.
                      Podniosłam się z kolan, wzięłam kilka głębokich oddechów, otarłam ślady łez z policzków oraz z oczu i zmierzyłam w stronę sypialni ciemnowłosej. Całą drogę do jej pokoju przemierzyłam w niecałe dwie minuty, gubiąc się przy tym jakieś trzy razy, lecz to mnie nie powstrzymało. W końcu dotarłam pod jej drzwi i zapukałam głośno, aby mogła mnie usłyszeć przez dochodzącą z jej pokoju głośną muzykę. Doskonale znałam tą piosenkę! Adam Lambert - Whataya Want Feom Me. Uśmiechnęłam się pod nosem i weszłam do jej pokoju, ponieważ nie usłyszała mojego pukania.
                     Isabelle stała pośrodku pokoju a wokół niej była pokaźnych rozmiarów góra czarnych, krótkich, obcisłych i skórzanych ubrań. Widocznie musiała usłyszeć trzaskanie drzwi, kiedy je niechcący wypuściłam, bo wzrok dziewczyny powędrował w moją stronę. Zmierzyła mnie wzorkiem i nawet nie rozmawiając ze mną za często wiedziała, że coś ze mną jest nie tak. Podeszła do wieży skąd wypływała muzyka i wyłączyła ją całkowicie.
- Co się stało, Clary? - spytała wskazując ręką łóżko, abym mogła usiąść.
                     Westchnęłam nie wiedząc dokładniej co mogłabym jej powiedzieć, aby nie zdradzać swojego hm.. kazirodczego związku, Jace'a i wszystkiego innego co stało się w ostatnim czasie.
- Nic szczególnego. - wzruszyłam ramionami i utkwiłam zielone oczy w różowej ścianie na przeciwko mnie.
- Nie wierzę ci, ale chciałabym się dowiedzieć po co w takim razie tutaj jesteś. - powiedziała biorąc do ręki naprawdę krótką czarną sukienkę, wykonaną całkowicie z koronki. Westchnęła i odrzuciła ją na inny stos, który rósł obok jej biurka zawalonego kosmetykami.
- Potrzebuję czegoś na uśmierzenie wewnętrznego bólu. - oznajmiłam zgodnie z prawdą i jednocześnie mając nadzieję, że nie będzie zadawać zbędnych pytań.
                    Co jak co, ale Isabelle znała się na złamanych sercach. I pewnie doskonale wiedziała co zrobić aby nic nie czuć. 
- Trzeba było mówić tak od razu. - mruknęła a na jej ustach pojawił się diabelski uśmieszek, który trochę mnie przeraził. - Dzisiaj wybieramy się na imprezę organizowaną przez jakiegoś znajomego Jace'a. Nie do wiary, że on ma jakieś życie poza Instytutem. - przewróciła oczami.
- Impreza? Kto idzie? 
- Ja, Jace, Alec. -
- Daleko?
- Jakieś pół godziny piechotą.
- Pomożesz mi się przygotować?
                   Raz kozie śmierć!
                    Isabelle spojrzała na mnie z zaskoczeniem malującym się na jej twarzy. Uśmiechnęłam się tylko i wzruszyłam ramionami, jakby to było normalne, że chodzę na imprezy.
- Okay. - powiedziała podejrzanie, a jej oczy zabłyszczały. 
- Kiedy wychodzimy? - spytałam patrząc na zegar wiszący na ścianie. Wskazywał on godzinę siedemnastą.
- Około dwudziestej. Powinniśmy tam być przed dwudziestą pierwszą, więc spokojnie się wyrobimy. - podeszła do biurka, odsunęła od niego krzesło zawalone rzeczami, które natychmiast rzuciła na panele i kazała mi na nim usiąść.
                    Podniosłam rękę chcąc coś powiedzieć.
- Mów.
- Ty się najpierw przygotuj, co?
- Jak chcesz, ale teraz masz iść się umyć, bo czuć od ciebie potem. - ruszyła w kierunku drzwi do łazienki i otworzyła je zapraszając mnie do środka.
- Jasne. - przewróciłam oczami wstając i podążając w stronę pomieszczenia.
- Jeśli chcesz się dobrze bawić i poderwać chłopaka to musisz być świeża i pachnąca! - wykrzyczała zamykając za mną drzwi.
                    To co zobaczyłam w jej łazience oszołomiło mnie całkowicie. Gdzie się nie obejrzałam były odżywki, szampony, lakiery do włosów i cała reszta babskich spraw. Stanęłam na środku zastanawiając się, który mam wybrać szampon do swoich włosów oraz ciała.
                    Już miałam wyjść, kiedy do moich uszu dotarł głos Isabelle.
- Płyn do twoich rudych i kręconych włosów znajduje się w czarno złotej tubce na oknie, a do umycia się w różowej z napisem "Sweet"!
                    Namierzyłam płyny i sięgnęłam po nie.
- A odżywka biała tubka z czarnymi wzorkami.
- Dziękuję! - krzyknęłam w jej stronę, aby mogła mnie usłyszeć.
                    Odkręciłam gorącą oraz zimną wodę. Przez czas, który czekałam, aż wanna się zapełni, zaczęłam rozczesywać swoje bujne loki.
                    Stanęłam przed lustrem i spojrzałam na swoje odbicie. Nie wyglądałam już tak jak wcześniej. Teraz byłam bledsza i w oczach miałam ukrywający się strach oraz kazirodczą miłość. Westchnęłam i gwałtownie pokręciłam głowa aby wymazać tą myśl z głowy.
                    Podeszłam do wanny, zakręciłam kurki od wody, rozebrałam się i weszłam do wody. Moje ciało przeszedł dreszcz spowodowany ciepłem. Po chwili przyzwyczaiłam się do temperatury panującej w wodzie i mogłam się cała w niej zanurzyć. Sięgnęłam po płyn do kąpieli - jak się okazało o zapachu gumy balonowej - i wylałam na gąbkę, którą znalazłam za sobą. Pomieszczenie wypełnił zapach owego płynu.
Skąd ona bierze takie płyny?, spytałam sama siebie w myślach.
                    Jakieś dziesięć minut spędziłam myjąc się a następne myjąc włosy. Suszenie zajęło mi dwa razy tyle, ale i tak były one wilgotne. W końcu wyszłam z łazienki owinięta puchatym ręcznikiem, który znalazłam na półce.
                    Spojrzałam na Isabelle robiącą właśnie sobie makijaż. Miała na sobie koronkową czarną sukienkę przed uda, a na nogach wysokie kozaki, które były pod kolor sukienki. Zaledwie kilka razy widziałam tak ubraną Isabelle, ale nadal nie mogłam się do tego przyzwyczaić.
- Daj mi jeszcze dziesięć minut, Clary. - powiedziała otwierając tusz do rzęs.
                    Więc czekałam. W każdym momencie przyglądałam się dziewczynie oraz temu jak potrafi dobrać do siebie makijaż oraz strój.                  


_____________________________________________________________________________


Tak, tak, tak! Ja wiem, wiem. Duh, miał być wcześniej, ale wakacje i od 1 września szkoła. Torturują tam nas XD umieram. I tak, zdaję sobie sprawę z tego, że jest krótki, ale kompletnie opuściła mnie wena, aby jak na ten moment pisać przygody Clary, Sebastiana oraz Jace'a. Naprawde mam nadzieję, że mi wybaczycie, biorąc jeszcze pod uwagę fakt, iż jestem w 3 gimnazjum i będe pisała testy. Kocham Was :)
A tymczasem zapraszawam was na fanfiction do którego mam wenę :)
Spodoba się? Coś jest w nim źle? Komentujcie, chciałabym poznać Waszą opinię, kochani! <3

https://www.wattpad.com/story/49876685

''Ktoś się pojawia. Mówi, że cię kocha. Z dnia na dzień nagle rujnuje ci życie i robi tak przez dłuższy czas.''


czwartek, 4 czerwca 2015

Rozdział 5

                      ,,Ale pamiętaj, że ja cie nadal kocham. Na swój własny sposób cie kocham. " - jego głos odbijal się echem w moim myslach, nie pozwalając zaznać spokoju. Co to miało znaczyć? Co miał na myśli wypowiadając te słowa? Nie wiem co oznacza miłość w jego ustach, ponieważ tak naprawdę nigdy jej nie zaznalam na dłuższy okres.
                      Usiadłam na łóżku. W tym samym miejscu co Sebastian. Oparlam głowę o kolumnę i zamknęła oczy. Pod powiekami nagle pojawił się obraz usmiechnietego Jace'a. Kilka sekund później zamienił się na Sebastiana... Sebastiana w moim łóżku, z rana. Ręce miał założone pod głową i patrzył prosto na mnie.
                      Wypuściłam cicho powietrze z płuc i otworzyłam powieki. Nie mogłam dłużej znosić widoku Sebastiana, nawet na krótkie chwile. Nie mogę już dłużej płakać. Zdecydowanie za dużo już się naplakalam przez te dni. Wzielam głęboki oddech i spróbowałam się uspokoić. Postanowiłam jaki będę miała stosunek do tych wszystkich spraw, nie będę już dziewczynka, która nie daje sobie rady z niczym, ciągle płacze, jest rozdarta pomiędzy dwoma chłopcami. Dobrym a złym. To jest gra, której nigdy nie można wygrać. Wybór należy do mnie. Wybrać dobrego, albo złego chłopca. Wybrać dobro albo zlo.
                      Podniosłam się gwałtownie z łóżka. Wiem co teraz zrobię. Podeszłam do szafy zrzucajac po drodze z siebie ubrania. Stanęłam przed meblem w samej bieliźnie i otworzyłam drzwi. Wyjęłam czarne skórzane i obcisłe spodnie oraz fioletową koszulkę na ramiączkach. Związałam włosy w niedbałego kucyka. Ze stolika nocnego wzięłam dwa nożem a z  dołu szafy serafickie ostrze. Jestem Nocnym Łowcą a nie lalką Barbie, którą można traktować jak zwykłą zabawkę.

^^^^
                      Zamknęłam z trzaskiem drzwi do sali treningowej. Nic mnie nie obchodziło czy ktoś mnie znajdzie czy nie. Rozejrzałam się wokół pomieszczenia w którym się znalazłam. Było puste. Nie było żadnego Łowcy. Tak jak chciałam. 
- Mam tego wszystkiego dość. - warknęłam i rzuciłam nożem w stronę tarczy. Ostrze trafiło w sam środek. Zrobiłam tak kilka razy, aż wszystkie tarcze w pokoju były z nożami po środku. Rzuciłam Serafickie Ostrze na podłogę,obok siebie i postanowiłam przebiec się przez tor z przeszkodami. Pierwszy etap był łatwy ; kilka płotków, liny, ostrza, które wystrzeliwały w twoje ciało oraz ogień. Czułam zmęczenie już przy samym końcu, ale się nie poddałam. Tor miał około kilometra długości. Po plecach zaczął spływać mi pot. Nie pozwolę sobie na przerwę. Nie jestem słaba! Zaczęłam już drugi etap, kiedy usłyszałam szybkie kroki w moją stronę. Jace. Biegł. 
- Clary co Ci... Co Ci się stało? - spytał spychając mnie z toru i zaprowadzając pod ścianę. 
- Puść mnie! - krzyknęłam na niego, ale nie wziął dłoni z moich ramion.
                      Herondale mną potrząsnął i przyszpilił do ściany, tak, że czułam jak mój kręgosłup przeszywa dreszcz.
- Uspokój się! Wysiłek fizyczny nic Ci nie da! - tym razem to on spróbował przejąć kontrolę. Jednak mu to nie wyjdzie na dobre. 
- Przeszkadza Ci? Przeszkadza Ci to, że chcę się wyżyć? Myślisz, że jestem słabą, rozpuszczoną dziewczynką, która nic nie robi, tylko siedzi w swoim pokoju i płacze z powodu jakiś dupków?!
- Nic takiego nie powiedziałem. - syknął przez zaciśnięte zęby. 
- Ale zasugerowałeś! - warknęłam. - Puść mnie idioto. - rozkazałam cicho.
- Nie.
                      Spróbowałam mu się wyrwać, ale na chwilę dałam a wygraną. 
- Czego chcesz? Masz minutę, możesz odpowiedzieć.
                      Jego oczy rozbłysły a ja sobie nagle przypomniałam jak mnie pocałował. Nie możesz o tym teraz myśleć! 
- Czas leci. Dobrze o tym wiesz. Więc co ode mnie chcesz, że przerywasz mi trening i skąd w ogóle wiesz, że ja tutaj jestem?!
- Nie próbuj być kimś innym Clary. - szepnął, puścił mnie i wyszedł z sali trzaskając drzwiami. A może to było tylko echo?
                      On mnie będzie pouczać? I co to w ogóle miało znaczyć? Jace pozjadał wszystkie mądrości? Zaśmiałam się gorzko.
- Pieprz się. - powiedziałam, choć i tak wiedziałam, że on tego nie usłyszy.
- Uważaj na język, siostro. - w pomieszczeniu rozległ się nowy i głęboki głos. Odwróciłam się w stronę z której dochodził i zobaczyłam lekki zarys czarnej postaci, która powoli zmierzała w moim kierunku. Sebastian. Wolnymi krokami wyłaniał się z ciemności, która go otaczała i przez którą nie wiedziałam, że siedzi gdzieś w pobliżu. Oczy Morgensterna strzelały oślepiającymi błyskami, które mogły oznaczać tylko jedno - był naprawdę zły i wściekły. - W twoim wieku nie wypada tak się odzywać do kogokolwiek. 
                      Przewróciłam oczami, które chwilę później utkwiłam w jego twarzy z zarysowanymi kościami policzkowymi. Usta miał rozchylone, ale jego oddech był spokojny.
- Myślałam, że już nie wrócisz. - powiedziałam gdyby nigdy nic i poszłam wyjąc noże z tarczy. Przechodząc obok chłopaka lekko się o niego otarłam. Nagle poczułam silny ucisk dłoni na moim nadgarstku. Nawet nie próbowałam wyrwać swojej dłoni z jego chwytu, ponieważ wiedziałam, że i tak tego nie zdołałabym zrobić.Nachylił się do mojej twarzy i poczułam jego oddech na moim policzku oraz uchu.
- Dobrze wiesz, że ja zawsze wracam. - wyszeptał dotykając zimnymi ustami policzka. - Nigdy bym Cię nie zostawił, a szczególnie, kiedy w pobliżu kręci się Jace. - dodał z naciskiem na imię sarkastycznego blondyna. 
- Puścisz mnie? - spytałam cicho wzdychając i przygryzając lekko wargę.
- A po co? - odpowiedział pytaniem cicho parskając śmiechem.
- Sebastianie, to naprawdę boli. - potrząsnęłam ręką, a na jego ustach pojawił się zarys uśmiechu. - Daj już z tym spokój, puść mnie. Przecież nigdzie Ci nie ucieknę.
- Ja Ci nie ufam, więc skąd mogę wiedzieć, że gdzieś nie uciekniesz lub nie zawołasz pomocy?
                      Otwierałam już usta, aby odpowiedzieć na jego pytanie, lecz coś kazało mi siedzieć cicho jak mysz pod miotłą.
- Clarisso, poznałem Cię od KAŻDEJ strony i doskonale wiem co byś zrobiła w momencie w którym bym Cię puścił. - rozluźnił uścisk, lecz zsunął swoją dłoń na moją i złączył je razem, całując wierzch mojej ręki. - Kiedyś było nam razem tak dobrze - mówił i jednocześnie zataczał na mojej skórze okręgi. Było to cudowne uczucie, lecz wiedziałam, ze pochodzi od Sebastiana, więc próbowałam za każdym razem mu się nie poddawać, co przychodziło mi naprawdę z dużym trudem. - Te wszystkie radosne chwile spędzane razem, przeciwstawianie się ojcu, ukrywanie się przed rodzicami? Dlaczego nie mogło tak pozostać, lub chociaż w jakimś najmniejszym kawałeczku? Wszystko się zepsuło. Powiesz mi dlaczego?
- A ty powiesz mi dlaczego tak nagle zebrało ci się na przywoływanie przeszłości, która podobno jest niczym? - przerwałam mu szybko, przez co ścisnął moją dłoń mocniej. Syknęłam z bólu.
- Powiesz mi dlaczego? - zapytał z pogardą w głosie.
- Ponieważ jesteśmy z pieprzonej rodziny, która utrzymuje pieprzoną dyscyplinę!?
- Ponieważ ktoś musiał coś o nas napomknąć na rodzinnej kolacji. ' Przytulaliśmy się', Clarisso proszę. Naprawdę nie mogłaś w tamtym momencie trzymać języka za zębami? - zmierzył mnie lodowatym spojrzeniem. 
- Teraz całą winę zrzucasz na mnie?! - krzyknęłam bliska płaczu.
- Raczej nie na siebie, to nie ja nas wydałem. To nie ja to powiedziałem. 
- Tak? A gdybym tego nie powiedziała to nie byłoby tej całej sytuacji w parku oraz Instytucie!
- Skąd możesz o tym wiedzieć? - zniżył ton głosu. - Może chciałem Ci wyznać miłość tuż po kolacji, ale ty wszystko zrujnowałaś!
- Na pewno tak nie miało być! - krzyknęłam i poczułam jak po moim policzku spływa osamotniona łza. 
- Skąd możesz o tym wiedzieć?! - zacisnął usta i spojrzał mi prosto w oczy. Chciałam odwrócić wzrok, lecz jakaś siła nie pozwalała mi na uczynienie tego. Jego wolna ręka powędrowała do mojej wolnej ręki i ją złapała, a jego oczy zaczęły bardziej błyszczeć.
                      Coś zamknęło mi oczy a pod powiekami zamiast czarnej pustki, przepływały emocje i różne chwile, których nie znałam i które nigdy nie ujrzały światła dziennego. Kilka sekund później mogłam obejrzeć coś co na zawsze mogłoby zmienić nasze życie. A szczególnie moje.
- Valentine ma do Was pewną sprawę, jaką jest.. - zaczęła Jocelyn, ale jej mąż gwałtownie przerwał jej wypowiedź.
- Spóźniliście się, to jest pierwsza rzecz. Dlaczego? Druga sprawa, musimy porozmawiać. I to poważnie. Ale zacznijmy od wytłumaczenia pierwszej rzeczy. Więc dlaczego?
                      Nerwowo zmieniłam miejsce na krześle, mając nadzieję,że rodzice tego nie zauważyli. Kątem oka zobaczyłam strach w oczach Sebastiana, który zniknął tak szybko jak się pojawił, ponieważ Valentine zwrócił szczególną uwagę na niego.
- Nie będę kłamać - zaczęłam patrząc w oczu obojgu rodzicom. - nie mogłam znaleźć sukienki. Przepraszam. - spuściłam ze skruchą głowę, chociaż w środku mnie aż się gotowało, żeby im wszystko powiedzieć i wygarnąć.
- Następnym razem poszukaj jej rano lub wieczorem poprzedniego dnia. - poprosiła Jocelyn patrząc na mnie tym swoim 'matczynym' wzrokiem.
- Sukienka nie wyjaśnia spóźnienia naszego syna, Jocelyn. - Morgenstern upił łyk czegoś czerwonego po czym odstawił kielich z powrotem na ciężki stół.
- Czekałem na Clarisse, aby zejść razem z nią. - powiedział patrząc odważnie w oczy ojca. Kątem oka ujrzałam jak zaciska dłonie w pięści pod stołem. Również nie mógł wytrzymać tego wszystkiego.
- Sebastianie... - powiedziała Jocelyn, lecz jej mąż gestem dłoni ją uciszył.
- Nie mogłeś przyjść sam? - spytał podejrzliwie Valentine.
- Nie, ponieważ sam kiedyś powiedziałeś, że powinien pojawiać się na rodzinnej kolacji, wraz ze swoją siostrą.
                      I w tym o to momencie Valentine Morgenstern został złamany przez swojego własnego syna. W oczach ojca buchnęła złość oraz jednocześnie podziw, że jego własny syn pamięta te słowa, które wypowiedział kilka lat temu, przy pierwszej kolacji, która była uroczysta. Spojrzałam na Sebastiana a jego twarz wykrzywił grymas,który miał chyba oznaczać uśmiech pomieszany ze śmiechem.
- Zacznijmy kolację. - powiedział ojciec, aby jak najszybciej zmienić temat z jego upokorzenia. 
                      Po tym jak wypowiedział te słowa do jadalni weszli kelnerzy z talerzami oraz tacami pełnymi jedzenia. Poustawiali wszystko na stole, po czym Valentine dał sygnał ręką, aby wyszli z pokoju.
                      Spojrzałam na talerz. Dzisiaj wyjątkowo na kolację była kaczka w sosie pomarańczowym. Usłyszałam prychnięcie Sebastiana i chciałam go kopnąć pod stołem, lecz się powstrzymałam. Zauważyłam tylko karcący wzrok Jocelyn, ale Valentine nie zwracał na nas żadnej uwagi.

^^^^

                      Po skończonej kolacji wróciłam szybko do swojego pokoju, zamknęłam drzwi na klucz zdjęłam sukienkę i rzuciłam ją w kąt mojego pokoju. Westchnęłam idąc w stronę łazienki. Chciałam wziąć długi gorący prysznic i pójść spać. Cała ta kolacja według mnie była całkowicie nie potrzebna, ponieważ i tak nie jesteśmy i nigdy nie będziemy idealną rodziną. 
                      Weszłam do łazienki. Pierwsze co zrobiłam to spuściłam wodę, aby ta się nagrzała. Podeszłam do umywalki nad którą było zawieszone średniej wielkości lustro w ciemnej ramie. Zmyłam szybko makijaż, którego było naprawdę niewiele, umyłam zęby i zdjęłam bieliznę. Szybko wskoczyłam pod prysznic i czując pierwsze gorące krople wody na swoim ciele odprężyłam się. Zamknęłam oczy i pozwoliłam spływać strumieniom po mojej szyi, ramionach, plecach, biodrach i nogach. Stałam tak przez kilka minut dopóki nie rozległo się natarczywe pukanie do drzwi.
- Już idę! - krzyknęłam zakręcając wodę i owijając się puszystym, czarnym ręcznikiem. Podbiegłam do drzwi wejściowych, przekręciłam klucz i nacisnęłam klamkę, aby wpuścić mojego brata do środka. - Sebastian! - pisnęłam. - Czemu zawdzięczam twoją wizytę? - uśmiechnęłam się do niego spod mokrych pasm rudych włosów opadających mi na oczy i policzki. 
                      Czarnooki zamknął za sobą drzwi. Zdążył się przebrać i wykąpać, ponieważ czuć było od niego lawendę. Kiedy się odwrócił i zobaczył mnie w ręczniku i całą mokrą zażartował:
- To chyba nie był najlepszy moment na wizytę jaką ci złożyłem?
- Prawda, ale i tak już miałam wychodzić. - powiedziałam cofając się w stronę łazienki. 
- Nie spiesz się. Poczekam. Idź się wykąp. - powiedział uśmiechając się lekko w moją stronę. 
- Zaraz przyjdę. - obiecałam i wślizgnęłam się do zaparowanego pomieszczenia.
                      Przylgnęłam do drzwi i powoli brałam oddechy. Moje serce tłukło mi w piersi, a policzki były całkowicie zarumienione. Dlaczego on tak na mnie działa? To mój brat, nic takiego pomiędzy nami nie powinno mieć miejsca!
- Uspokój się, Clary. - powiedziałam do siebie zdejmując ręcznik. Weszłam pod prysznic i na nowo spuściłam wodę. Przez pierwsze kilka sekund leciała sama lodowata, ale jednak taka ochłoda mi się przydała. Lodowate krople wody ochłodziły moje ciało, co bardzo pomogło mi w myśleniu. Sięgnęłam po płyn do kąpieli i wycisnęłam go sobie na dłoń rozsmarowując go na ramionach i szyi. Oczy miałam zamknięte jak zawsze podczas brania kąpieli, ponieważ wtedy mogłam myśleć o całkowicie innych sprawach, a dodatkowo szum wody, który odbijał się od kabin, mnie uspokajał. 
                      Po pewnym czasie straciłam poczucie czasu, lecz nadal siedziałam pod wodą. Otworzyłam gwałtownie oczy czując czyjeś ręce na moich plecach przesuwające się w dół na biodra. Krzyknęłam, lecz do moich uszu dotarł męski dobrze znany mi głos.
- To tylko ja, Clary. - wyszeptał Sebastian przytulając mnie do siebie. 
                      Stałam całkowicie sparaliżowana, ponieważ kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić w sytuacji w której się właśnie znalazłam. Jestem całkowicie zaskoczona jednak jakaś cząstka mnie jest zadowolona z tego momentu. 
- Sebastianie. - powiedziałam. Było to pierwsze słowo czy imię, które przyszło mi na myśl i nie wiele myśląc wypowiedziałam je. 
                      Chłopak złączył swoje dłonie razem z moimi i zaczął mówić:
- Chciałem Ci już powiedzieć to wcześniej, ale stwierdziłem, że się powstrzymam i poczekam do momentu który wyda mi się najodpowiedniejszy. I właśnie dzisiaj, w tej chwili on nadszedł. Clarisso, jesteś moją siostrą, lecz wiedz, że bardzo mnie uszczęśliwiasz. Jesteś tą osobą dla której jeszcze stąd nie uciekłem, ponieważ zawsze chcę Cię mieć przy sobie. W każdej sytuacji. Moje życie nie byłoby dobre gdyby nie ty. Może nie powinienem tego mówić, ale powiem. Kocham Cię, Clary. Kocham cie od naprawdę bardzo długiego czasu. Nie kocham cię jak brat siostrę, lecz kocham cię jak chłopak kocha swoją dziewczynę. I chciałbym abyś zgodziła się ze mną być.
                      Zatkało mnie. Jego ręce mnie obejmowały, czułam jego oddech na policzku. W moich oczach pojawiły się łzy. Odwróciłam się do Sebastiana i mocno się do niego przytuliłam.
- Też cię kocham. - wyszeptałam czując jego usta w kąciku moich warg. 
                      Gwałtownie otworzyłam oczy i znów znalazłam się w sali treningowej obok Sebastiana.

_______________________________________________________________________________

I to jest oto ten wielki moment, który powinniście zapisać w kalendarzu, ponieważ Nikola w końcu dodała rozdział! *oklaski, wiwaty, gwizdy, krzyki* Bardzo, ale to bardzo przepraszam Was - moi kochani czytelnicy - za tak długi okres nieobecności. Pewnie zadajecie sobie miliard pytań typu - Dlaczego tak długo nie było żadnego postu? Nie chce ci się dodawać? Nie masz pomysłów, jak to kontynuować? - Nie było mnie ponieważ od grudnia miałam naprawdę ciężki okres, przez to co się działo w moim młodym życiu. Przez dłuższy czas żyłam w strachu, bałam się o życie swoje i mamy. Bardzo przeżywałam pewną śmierć. Na szczęście wszystko się skończyło i jest teraz dobrze. Naprawdę mam nadzieję, że Was nie zawiodłam i nadal o mnie pamiętacie, ale na to co się stało nie miałam żadnego wpływu. Przepraszam. Jak również sam brak internetu mnie całkowicie udupił, ale to jest już naprawione :D Teraz będę dodawała posty co... Ej, szczerze to nie wiem co ile, ponieważ nie wiem jak duży zasięg weny mam w swoim mózgu oraz w psychice! xd Mam nadzieję, że rozdział się spodobał, proszę o opinie, o komentarze oraz jeszcze raz bardzo Was przepraszam. :(